Nikt nie wie,
co dało zarzewie,
że ni stąd, ni zowąd wybuchł w świńskim chlewie
bunt.
Grunt,
że nie-
zadowolenie
całe świńskie stadło
opadło.
Ot, po prostu – pewnego najzwyczajniejszego dnia
padła skra
na zgromadzone w świńskich duszach dynamity,
na prochy czekające od dawna wybuchu.
Zbudziła się nienawiść, zemsta i ukryty
w serc głębiach gniew
i nagle cały chlew
w rozpętanym i dzikim znalazł się rozruchu
Pod hasłem: Śmierć tyranom,
panom,
chłopkom,
rzeźnikom, fornalom, parobkom! –
jednym słowem:
„Śmierć wszelkiej ludzkiej osobie!!!” –
przejęły świnie w własne ryje
ster rządów,
aby w myśl własnych poglądów
i prawa samostanowienia gatunków o sobie
życiem nowem,
zdrowem,
i przez niczyje
interwencyje
niezakłóconem
żyć.
Nie trzeba na to być
Wilsonem,
by wszelkiej takiej walce o własną zagrodę,
o najosobistszą wolność i swobodę
i swój własny samorząd, własną demokrację
najszczerszy poklask dać i przyznać rację.
Ogłosiwszy się więc republiką,
zapałem i odwagą dziką
wzdęte mając łono
i brnąc z triumfem wielkiem wprzód w zaczętym czynie
zbudowały świnie
przed chlewem z gnoju
barykady,
krwią bohaterów padłych w boju
zwycięskim z całą armią człowieczej gromady
pomalowały ryje swe i zady
czerwono,
kwicząc pieśń, którą pewien w talent przebogaty
poeta stworzył w chwili, gdy go porwał szał:
„Krew naszą długą leją katy!
Salami robią z naszych ciał!!” –
poczem
w wolności poczuciu uroczem
bez chwili wytchnienia
zabrały się do rządzenia.
Więc, aby z góry wszelki udaremnić zamęt,
co mógłby w młodem państwie wiele sprawić zła,
zaraz pierwszego dnia
ustanowiono parlament.
Centrum tworzyły, co lepsze
wieprze
stare i zażywne,
tradycyjno – konserwatywne,
jako, że szły w myśl tradycji zawsze na konserwy.
Młode pełne werwy
zapału i mocy warchlaki,
jako też groźne, starszawe samury
obsiadły lewicę,
zasię prosiaki
i co niektóre dziewice –
prawicę.
Tak więc – z góry
zapowiadało się wszystko pierwszoklaśnie,
gdy zaś nie –
– tylko brakło swarów, niesnasek i zwad,
ale okazał się ład
i porządek, po prostu, wzorowy –
zdało się wszystkim świniom, że już wiecznym
będzie ten piękny stan, że one właśnie
ufundowały w świecie szczęścia okres nowy,
że w czyn oblekły z dawna wymarzone baśnie…
Aliści
żadne się śmiertelnym piękny sen nie iści!
Wszędzie, gdzie wkracza życie w sferę ideału
zły los swem – „veto!”
kładzie się w poprzek i wspak!!
Przeto
– powoli – pomału
i tu począł jeden występować brak.
Z początku drobny, mały
i nie zwracający
prawie uwagi na się,
już po krótkim czasie
z dnia na dzień bardziej stawał się piekący,
z dnia na dzień bardziej groźny i zuchwały,
wreszcie w całej grozie ukazał swą twarz, –
W sam poniedziałek,
na ósmem z rzędu
posiedzeniu parlamentu,
gdy komisji ostatni oddano kawałek
wstał pan marszałek,
wśród przeraźliwej ciszy, strasznego spokoju
i wyrzekł owo straszliwe wyznanie:
„Panowie! Panie!!
stało się tak,
że” – głos mu zadrgał – „że nieubłaganie
grozi nam brak
gnoju!!!…”
Ach – jestże jaki język ludzki w stanie,
rzec ile grozy, rzec ile katuszy
kryje to jedno, tak zwyczajne zdanie
dla różowiutkiej, pulchnej świńskiej duszy?
Jestże myśl ludzka, która zgadnąć może –
choćby się w najpiękniejszy przyoblekła strój –
jaką boleścią serce świni gorze,
gdy jej ostatni skarb zabiorą – gnój ?!!!
Albowiem,
ta, dla nas taka brzydka rzecz jest, że tak powiem
całą poezją różowego ciała,
którem się chlubi każda pulchna świnka!
W niej jest jej kąpiel, masaż, manicura, szminka,
spojrzenia w lustro, biżuteria cała,
bak przy zielonym stole,
roztęczone we wszelkie barwy alkohole,
narkotyk,
batikow, aksamitów i dywanów dotyk,
kabarety,
korso, kasyno, hazard i bankiety,
ranna pyjama i wieczorny smoking,
podróż w bady, nad morze, która spleen
rozpędza!…
Brak gnoju dla świń ?!!
– Ach, to jest stokroć więcej, niźli nędza –
to jest po prostu – shocking !!
Wy wszyscy, którzy sposobem wszelakim umiecie
rozkoszy nowych światy do swych dusz dotwarzać –
wy i tylko wy jedni wiecie,
czem jest dla świni w gnoju się wytarzać,
tarzać się, – tarzać – tarzać – z całej duszy,
po kręty ogon, po ryj i po uszy –
jak to inaczej o życiu stanowi,
jak to świat cały dziwnie pięknym czyni:
Codziennie, co rano,
po trosze,
z wyra- subtelnie sztuką –firowaną,
wleźć głową naprzód do kałuży czarnej
i tak się babrać, tak cudownie babrać –
ach, gdyby te wszystkie analogiczne rozkosze
zabrać
nie świni, ale człowiekowi –
jakżeżby człowiek był lichy i marny !!…
Ach –
gdyby się wtedy cały był zawalił gmach
i pod gruzami cały parlament
pogrzebał,
takiby w chlebie nie był powstał lament,
takby się cały naród swej przyszłości nie bał,
jak kiedy owe słowa
zabrzmiały !!
Centrum, lewica,
prawica,
i partia rządowa,
opozycja i dzicy, rząd i radykały
uchwalili się złączyć i wspierać wzajemnie
i zespolić wysiłki wszystkie, trudy, prace –
daremnie!
Więc – najpierw wypróżniły się sklepowe lady.
Potem – poszły prywatne zapasy.
Potem – surogaty, namiastki, erzace…
A potem rozebrano na gnój – barykady!!
Barykady, po których widział każdy widz – – !!
A potem –
potem:
Nic…
Żałobą okrył się chlew.
Więc to na próżno? – Wolność, chwała, krew
droga przelana w boju -?
Trza się wszystkiego zrzec, dla – –
ha – trudno! …
Odciętym od ludzi i bydła,
w tej najstraszniejszej blokadzie,
świniom wnet dola zbrzydła.
Po krótkiej – ostatniej – radzie,
na której wszelkie wyczerpano racje
uchwalono kapitulację,
uznano ze skruchą swój błąd
i w ludzkie ręce znów oddano rząd –
Człowieku – jeśli chcesz,
Bym sens tej bajki tez
Oświecił setką świec –
Mogę ci jedno rzec:
Dawaj się rżnąć i żreć!
Oddawaj tłuszcz i szczeć –
Bylebyś jedno miał:
Wygodę tłustych ciał!
Tego ci głównie trza
I to u ciebie grunt!
Przeto się na nic zda
Zawsze twój wszelki bunt!
Rzuć pustych mrzonek szał!
Z taczką po wiek się skuj –
Bylebyś jedno miał:
Gnój.
Skomentuj