Deotyma (Jadwiga Łuszczewska) – Rzeczywistość i wyobraźnia [1854]

Jest puszcza, – z wszystkich puszcz najsmętniej dzika;
Puszcza bezmierna co się życiem zowie;
Po niej się rydwan olbrzymi przemyka, –
Rydwan co tworzą głazy i ołowie.

U tego wozu bezładnie wprzężeni
Mkną miliardami tej ziemi synowie;
Szmer ich pochodu jak szmer stu strumieni…
A szum ich westchnień, jak szum stu pokotów…
Nieubłagalność tajemnych wyroków
Każe im zawsze naprzód dążyć drogą; –
I nigdy, nigdy cofnąć się nie mogą,
Bo na rydwanie, z ponurym obliczem
Stoi władczyni, – konieczność jej biczem.
Świat drży, gdy stawia z granitu koturny;
A napis: Jestem, – piorunna ognistość
Na jej żelaznym wyryła diademie.
Jakże na imię tej postaci chmurnej?
Na imię jej: rzeczywistość.

O tak! My wszyscy przechodząc tę ziemię
Musimy ciągnąć za lejców kajdany
Rzeczywistości rydwan ołowiany.
Jednak wie ona, choć z sercem ze stali,
Żeby śmiertelnym zabrakło na sile,
Gdyby bez przerwy pod jarzmem stąpali.
Więc wszystkich w kolej puszcza jak motyle,
By o swych skrzydłach wiedzieli na chwilę!
Ale ten przebłysk oderwania od niej,
Gdzież duch znękany spędza najswobodniej?

Jest las, ze wszystkich najsędziwszy lasów,
Bo sięga tychże co ród ludzki czasów.
To też tak zrosła jego drzew opoka,
Że słońce prawdy nie wchyla tam oka;
Lecz zmrok tak błogi mdleje tam wieczyście,
Tak wonne zioła, tak jedwabne liście
Sprzęgają jego bezmierne przestrzenie,
Że w nim brzmi jeszcze echo po Edenie…
Tym lasem cóż jest? Marzenie.

W najcichszej głębi tych gęstwin dumania,
Dziwny blask świta… sieć drzew się odsłania…
I najpyszniejszy z dzieł zaczarowania,
Nad rozognionym klejnotów jeziorem,
Wybudowany ze skrzydeł motyla,
W kopuły miejscu zwieńczon meteorem,
Pałac zaklęty w gwiazdy się wychyla!

Stamtąd panuje nad wieki wszystkiemi
Najpotężniejsza z czarodziejek ziemi:
Pęd lat z niej nie zwiał namaszczenia wdzięku;
Wszystkie sny zwite laseczką w jej ręku.
Kolor jej sukni jest jak zachód słońca;
Bo jest to kolor co u doby końca
Najfantastyczniej chmury rozpłomienia…
Więc i z jej stroju rzuca brzask złudzenia…
Do niej szalenie drży młodość radosna!
Z nią się najdzieja wiecznie zaprzyjaźnia!
U niej poezja tęczuje swe krosna!
– Tą czarodziejką cóż jest? – Wyobrażnia.

Przez ten las marzeń dążą w sennym szmerze,
Ci co odbiegli rydwanu ciężkiego;
A gdy podstąpią już pod zamku wieże;
Lecąc znad jezior po tęczowym szlaku,
Wśród bursztynowej komnaty, spostrzegą
Wróżkę, w huśtawce witej z kwiatów maku.
„Najbielsza z magii!” zawołają do niej:
„Pociesz nas, pociesz, nim rydwan nas zgoni!”
A gdy ich serce, także wśród huśtania,
Na kwiatach sennych w ułudę zapadło,
Natenczas wróżka stęskniony odsłania
Największe w świecie magiczne zwierciadło.
Tam co kto pragnie, ujrzy za kryształem:
Skarby co nigdy nie giną: – sumienia
Co nigdy drogą nie zdążają błędną; –
Serca gdzie stałość nigdy się nie zmienia; –
Róże i laury co nigdy nie więdną; –
I wszystko, wszystko co jest doskonałem,
Bo to zwierciadło zwie się: – ideałem!

Lecz gdy śmiertelni w tych zachwytach toną,
Słychać trzask – brzęki… ponura i blada
Już rzeczywistość do zamczyska wpada,
I znów ich chwyta dłonią zamrożoną,
I znowu muszą pod wichrowym świstem
Ciągnąć wóz straszny w bezdrożu ciernistem…
To też są tacy, (ich może najwięcej!)
Którzy już nie chcą i tej chwilki złudy,
Po jakiej tęskność wre jeszcze goręcej,
Gdy znów w codziennie trzeba wracać trudy!
Ci, choć władczyni odbiedz im pozwala,
Nie idą w lasy, lecz za wozem z dala…
Wmawiają w siebie, iż dobrze na ziemi;
Ich rzeczywistość jest piękną i świeżą;
Mówią, aż w końcu i sami uwierzą!
A tacy zwą się rozsądnie czynnemi.

Lecz inni, zamiast spoczynku smętnego
Coby zyskali idąc bitą drogą,
Tęsknią wieczyście, a ilekroć mogą
Wydrzeć się z jarzma, wnet do wróżki biegną:
Ta ich upaja daleką nadzieją!
Lecz gdy znów muszą śpiesznie wracać z dala,
Od trudy i zgrozy mdleją…
I tak ich sprzeczność dwóch światów rozżala,
Że wóz wstrząsają… rwą lejce… i płaczą…
W ciągłem rozdarciu, chwilowe wesele
Muszą opłacić wielu lat rozpaczą!
A tacy ludzie zwą się: – marzyciele.

– Tamtych zasługa w pokorze dziecięcej;
Nie dla nich postęp, – bo nie pragną więcej.
– Ci się kołysząc szyderczą nadzieją,
Wiedzą jak działać, – lecz działać nie śmieją.

Są inni jeszcze, (lecz jakże ich mało!…)
Ci, gdy wóz porwą, to z tak dziwną siłą,
Że ulżą światu, co odetchnie śmiało
Jakby ciągnących w dwójnasób przybyło!

I ci do wróżki chodzą po marzenie,
Lecz na kwiecistej nie usną huśtawce;
Rwą kwiat cudowny, i niepostrzeżenie
Klejnoty łowią w zaklętej sadzawce.

A gdy z powrotem staną przy rydwanie,
Sypią a sypią te perły i kwiaty
Na Rzeczywistość, aż i ona z szaty,
Do Wyobraźni podobną się stanie.
I boską iskrę co w serce im padła,
Od niebiańskiego skrzesana zwierciadła,
Na jej żelaznem rozniecają czole,
Aż się i ona zwieńczy w aureolę.
I śpiew Edeński uniesion w pamięci,
Nieustającem powtarzają echem,
Aż i jej usta zabłysną uśmiechem.
Tacy, to Wielcy i Święci.



Kategorie:Poezja, Źródła

Tagi:

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: