Zygmunt Wasilewski – „Kultura a cywilizacja” [1919]

Każdy z nas doznawał tego wrażenia, że przy wymawianiu wyrazów: „kultura” i „cywilizacja”, język mu się plącze. Nigdy nie jest pewien, czy zamiast wyrazu „kultura” nie powinien był użyć wyrazu „cywilizacja” i odwrotnie. Ponieważ w czasach pogłębionego życia wewnętrznego, gdy narody współzawodniczą z sobą twórczością, często o te pojęcia potrącamy, więc ustalmy sobie, że wyrazu „kultura” (uprawa) bez bliższego określenia używać będziemy do oznaczenia zdobyczy, osiągniętych uprawą w dziedzinie ducha jednostek, cywilizacją zaś nazywać będziemy to, co ten duch stworzył na zewnątrz. Dążenie ludzkie do pełni rozwoju jest misją życia. Chodzi tylko o zrozumienie, że tylko w dobrze zorganizowanym życiu zbiorowym można tę misję wykonać. Powtarzając za Słowackim, że „wszystko z ducha jest dla ducha”, skłonni jesteśmy wyobrażać sobie, że to przelewanie się ducha odbywa się w drodze bezpośredniego oddziaływania ducha na ducha za pomocą co najwyżej takiego uduchowionego środka, jak słowo. Tymczasem tak nie jest; to przetwarzanie się ducha odbywa się wysiłkiem całego tzw. życia, wszystkich jego skomplikowanych czynników materialnych i duchowych; jest to wynik całego procesu dziejowego w ramach danego środowiska społecznego.

Powiedzmy paradoksalnie: aby powstała jedna osobistość uduchowiona i mająca dla społeczeństwa znaczenie twórcze, na to trzeba wiekowej, zorganizowanej pracy wielkiego środowiska. Dusza potrzebuje całego aparatu społecznego i jest produktem długiego procesu historycznego. Dusze pokoleń działają na siebie nie wprost, lecz za pośrednictwem bardzo złożonego aparatu cywilizacji. Całe środowisko, które wytwarzamy zbiorowo na prawach cywilizacji, jest wielkim warsztatem, pracującym na duszę ludzką. Dokonuje się więc proces podwójny: dusza tworzy cywilizację, a ta znowu jako zbiór (samodzielnie na pozór funkcjonujących) warunków, wzorów i bodźców – stwarza duszę w drodze kultury. Jednostka – ten człowiek, bieżący i przemijający osobiście posiada w zbiorowości siłę psychiczną twórczą, która się realizuje w cywilizacji. Człowiek stwarza cywilizację, wzbogacając się od niej jednocześnie w wartości duchowe, aby ją dalej pomnażać.

Narastanie duchowe człowieka – to kultura; to, co stwarza on poza sobą, jako przedmiotowe dobro wszystkich – to cywilizacja.

Różne są poziomy i kultury i cywilizacji. I ta i druga mogą być biedne albo bardzo bogate. Ale nie w bezwzględnej wysokości leży siła życia, wartość jego typu, tylko w stosunku między kulturą a cywilizacją, w wymianie między nimi, w precyzji i napięciu tego ruchu obrotowego, w funkcjonalności życia twórczego.

Twórczość ludzka najmniej ma podobieństwa do przędzy „babiego lata”, błądzącej w przestworzu, jak ona się przedstawiać lubi estetom. Jest to związana z określonymi warunkami miejsca i czasu funkcja organiczna pewnego środowiska, której zasadą jest ruch obrotowy, wiążący zwrotnym oddziaływaniem duszę człowieka z jego własną cywilizacją.

Pomyślmy, ile to dziejów minęło niepisanych, zanim człowiek wytworzył zalążek takiej wymiany w postaci mowy. Początek i podstawa kultury i cywilizacji – mowa – jest wytworem duchowym kultury, ale realizującym się już na zewnątrz, należącym już do cywilizacji. Wyobraża ona najściślej jedność tych dwu światów kultury i cywilizacji, rozbiegających się tylko w dwa bieguny. Ta sama mowa, która – zaklęta potem w księgach i w milczących gmachach bibliotek – stanowi już obiekt skombinowanej cywilizacji społecznej, materialnej i technicznej, ta sama mowa drży na ustach niemowlęcia, garnącego się do środowiska, które nauczy je tej mowy i, uprzystępniwszy cywilizację (z owymi bibliotekami), podniesie w kulturze wyżej nad ojce.

I tak ze wszystkim. Na jednym biegunie żywe uczucie religijne, domagające się kultury, na drugim dzieło cywilizacji, biorące z tamtego uczucia początek – kościół gotycki. Ile na tej przestrzeni odbyło się dziejów, ile obrotów owej niewidzialnej wymiany między duszą a środowiskiem, utrwalanym zdobyczami cywilizacji!

Kto, jaki miecz rozciąć zdoła ten żywy stosunek między człowiekiem kulturalnym i cywilizowanym jego środowiskiem? Kto będzie taki mądry, aby dokonał tego dzieła bez zabójstwa? Boć to jedna całość, jeden organizm: człowiek i jego cywilizacja. A duchowy organizm jest trwalszy, niż fizyczny i dlatego świętszy.

Takie środowisko, nadbudowane nad duszą człowieka, gdzie życie funkcjonuje, jako związek organiczny kultury z wytwarzaną oryginalnie cywilizacją — to naród.

Im niżej człowiek stoi w kulturze względem otaczającej go cywilizacji, tym łatwiej jest zabić duchowość. Ale człowiek zbiorowy, ze swoją cywilizacją zharmonizowany, ma w sobie zaród nieśmiertelności.

Bywają rozmaite ustosunkowania między stopniem kultury i cywilizacji. Normalnie ludzie taką mają cywilizację, na jaką zasługuje ich kultura. „Według stawni grobla”. Naród tworzy cywilizację, na jaką go stać; kultura dusz pnie się razem z cywilizacją w górę mozolnym dorobkiem przy wzajemnym współdziałaniu.

O ile naród dorobi się jednostek lub warstw wybitniejszych w kulturze (najczęściej za pomocą intensywnej uprawy w szkołach swoich lub cudzych), to ten dorobek kultury przysparza swoją twórczością dóbr cywilizacji, a ta znowu podciąga na wyższy poziom kultury szersze masy. A gdy w kulturze nikt się nie wybija, to cywilizacja stoi w mierze, zastyga. Można widzieć to zjawisko u ludów barbarzyńskich, nawet u swojego własnego ludu, jeśli cywilizacja wyższa od niego odcięta.

Mogą jednak zdarzać się wypadki zachodzenia na siebie, przy mniejszej lub większej ekscentryczności, odrębnych kolisk cywilizacji. Pewne środowisko narodowe, szukając ekspansji, gdy cywilizacja polityczna lub ekonomiczna zdaje się nie mieścić we własnym środowisku, dąży do rozszerzenia koła wpływów. Wtedy zachodzi podbój wewnętrzny słabszego organizmu duchowego. Obca kultura składa w cudzym gnieździe jaja kukułcze.

Słabsze więc organizacje, często nie wiedząc o tym, „dorabiają się” cudzymi siłami cywilizacji. Można tak dojść do przemysłu, instytucji społecznych, państwowych, nawet do nauki i prasy. Wszystko to może mieć pozór rodzimy, ale wewnętrznie nie będzie własne i niezmiernie utrudnia normalny rozwój historyczny narodu.

Sztuczna cywilizacja wywołuje sztuczną kulturę, która się objawia w sztucznej inteligencji, nie mogącej połapać się w prawdzie życia. Maszyna życia, wyprzęgnięta z naturalnego obrotu, podsycana z zewnątrz, nie od siebie zależy i ciągle objawia skłonność do zatrzymania się w miejscu, tak jak się dzieje z nakręcaną zabawką.

Życie normalne narodowe, polegające na szczęśliwym skombinowaniu warunków przyrodzonych z ciągle rosnącą w kulturze siłą popędową duchową, jest jedynym perpetuum mobile, jakie człowiekowi jest dostępne. Obrazowo można je sobie przedstawić jako trwałe związanie kultury z cywilizacją w ruchu obrotowym, dokonywającym się własnym ciężarem: człowiek, party wiecznie żądzą rozwoju i pełni życia, doskonali się, tworzy cywilizację, a ta znowu pomaga mu dźwigać się w kulturze.

Jeśli zaś między człowiekiem a mającą mu służyć cywilizacją stanie obca siła duchowa, to wtedy życie się rozprzęga. Między jednostką a jej instytucjami cywilizacyjnymi, zamiast miłości, powstaje nienawiść wzajemna. Rodzi się ona z rozbicia albo z niedorozwoju świadomości, która normalnie ogarnia całe środowisko. Jednostkę dzieli od cywilizacji nierozumienie, potem nieufność, potem niechęć. Zamiast współdziałania, widzimy wtedy scysje między jednostką a środowiskiem. Instytucje społeczne i polityczne, niepołączone symbiozą z duszami obywateli, mają zaufanie do danej im z zewnątrz mechaniczności i nie ufają obywatelom. Jednostka zaś doznaje wrażenia, nieraz uzasadnionego, że świat działa jej na złość, i boryka się, zapadając potem w apatię i nihilizm. Najlepszy stan, jakiego w tych warunkach oczekiwać można, – to konwenans. Ciężkie w tych warunkach są dzieje narodu.

Źródło: Bogdan Suchodolski – „Ideały kultury a prądy społeczne”, Warszawa 1933



Kategorie:Artykuły, Źródła

Tagi: ,

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.