Wieczorem z ciemnych domów wychodzą poeci,
Przygarbieni pod sercem, zbyt ciężkim od smutku –
I przechodzą w ulicach bezbronni jak dzieci,
Upite po raz pierwszy przez złoczyńców wódką.
Sercem ciemnym omackiem błądząc po przedmiotach,
Zdziwieni przystawają nad każdym załomem.
Czują, że siła ciemna płynie w bruku, w płotach,
W alejach, pustych parkach, zaułkach i domach.
I wiedzą, że w pobliżu kołujesz ukryty,
I biegną dookoła. Patrzą w lewo, w prawo,
Zaplątani nie w fakty, ale żywe mity,
Nieprzerażeni drwiną i uliczną wrzawą.
l szepcą tysiąc imion, by którymś nareszcie
Uchwycić Cię za skrzydła, gdy mkniesz ponad głową –
A Ty, jak wicher wiejesz po krzykliwym mieście
I jak rękom żebraków wyrywasz się słowom!
Źródło: Wojciech Bąk, „Brzemię niebieskie”, Warszawa 1934
Skomentuj