Anioł trzymając wstęgę przysłów i mądrości
wyszedł na bastion. Duma. Niebo gwiazdy gości
tak samo jak ugaszcza siny łan lnu maki.
Ciemności, dzięki którym przeczuć można, jaki
ma wygląd sen szatana, leżą pod zrębami
ogromnych murów. Ciszy żaden głos nie plami.
Wnętrza murów tych nie zna nikt ze stworzeń, które
są bezbrzeżem dla zmysłów. Raz na wiek w ponure
a przecież tak przejrzyste jak noc letnia bramy
wchodzą: święty Franciszek i Ta, którą mamy
za córkę swego syna. Gród chce ich w tej porze
gdy u nas pod skłonami chmur dokwita zboże.
Wracają kiedy u nas brak przepiórkom celu.
Pachołek własnej wiary, jeden z tych niewielu,
którzy znieśli wstręt zwycięstw nad sobą, złamany
jest przez daną mu wiedzę, a Ta, w której rany
– ilekroć śmią jej doznać – muszą stać się wonią,
opada z sił jak róża obarczona tonią.
Źródło: „Skamander”, styczeń 1938
Skomentuj