Stanisław Piasecki – „Faszystowskie credo Goetla” [22 stycznia 1939]

Ferdynand Goetel z okazji wydania książki „Pod znakiem faszyzmu” doświadczył, jak niebezpieczną rzeczą jest napisanie skromnej przedmowy. Książka jest polityczna. Tedy Goetel w słowie wstępnym tłumaczy się, dlaczego będąc literatem, poważył się wkroczyć w dziedzinę „zastrzeżoną pono dla specjalistów”. To by mu jeszcze wybaczono, gdyby polityczność książki obracała się w granicach zjełczałego banału demoliberalnego. Ale książka Goetla jest nie tylko polityczna, lecz i zdecydowanie pro -faszystowska, co już w kołach t.zw. intelektualistów (tych spod znaku penclubowego) uchodzi po prostu za prowokację. Więc uchwycono się nitki, którą sam autor nieopatrznie wfastrygował w przedmowę: ależ to dyletant! nie ma co zwracać uwagi na to, co pisze literat o zagadnieniach politycznych!

Zaczem nawet wysypano garść komplementów pod adresem beletrystycznej twórczości „znakomitego powieściopisarza”, byle tylko pogrążyć go tym skuteczniej jako pisarza politycznego.

Nieporozumienie jest szczególniej zabawne i świadczące o tym, jak mało jest u nas samodzielnego sądu o rzeczach i jak wielkie przywiązanie do etykietek, których nawet nie próbuje się skontrolować. Goetel bowiem, wbrew temu ,co o nim podają encyklopedie i podręczniki, jest właśnie i przede wszystkim pisarzem politycznym, a potem dopiero, i to i wtórnie, beletrystą. Że jako powieściopisarz bardziej jest znany – to już sprawa tępoty współczesnej krytyki literackiej, która w okresie największego bodaj upadku beletrystyki polskiej, systematycznie pracowała nad tym, by wmawiać w czytelników, że literaturą jest tylko powieściopisarstwo, dramat i poezja, a wszystkie inne działy piśmiennictwa z pisarstwem politycznym (mającym u nas tak świetne tradycje historyczne) na czele, właściwie do literatury nie należą, są czymś gorszego gatunku. Przecież gdy Poznań przyznał nagrodę literacką Dmowskiemu, największemu od czasów Staszica i Konarskiego pisarzowi politycznemu w Polsce, a tamtych rozległością myśli i świetnością stylu na pewno przewyższającemu, podniosły się tu i ówdzie głosy głuptasów: Dmowski i nagroda literacka?

Temat to, który wypadnie kiedyś rozwinąć szerzej i uzasadnić; ale nawet bez bliższego uzasadniania stwierdzić można, że epoka, w której żyjemy, zaznacza się właśnie wspaniałym rozkwitem pisarstwa politycznego i pamiętnikarstwa, a bardzo miernym poziomem tzw. literatury pięknej. Wyobrażam sobie jednak zdumienie różnych bęcwałów, gdyby np. powiedzieć, że pamiętnikarskie książki Sławoja-Składkowskiego (od czasów Paska chyba najlepszego pamiętnikarza, jakiegośmy mieli) pasują go na pisarza znacznie wyższej klasy, niż nim jest niejeden z laureatów nagród literackich i akademików literatury.

Rozkwit pamiętnikarstwa i literatury politycznej ma oczywiście ścisły związek z niespokojnymi (żeby nie rzec: przełomowymi) czasami, w jakich żyjemy. Tyle się wokół zmienia i dzieje, że jest o czym pisać pamiętniki i jest o czym snuć rozważania polityczne, trudniej zaś zamknąć „niepokój naszego czasu” w kształt beletrystyczny czy poetycki. To dopiero przyjdzie -potem, gdy nowa epoka ustali się i okrzepnie.

Otóż przypomnieć tu trzeba, że Goetel wszedł do literatury właśnie jako pisarz polityczny. Jego pierwsza książka „Przez płonący Wschód” (na której spostrzeżenia powoływał się Dmowski w „Polityce polskiej i odbudowaniu państwa”) była książką wyraźnie polityczną, jak byśmy dziś powiedzieli: reportażowo- polityczną. Zmysł polityczny autora rzucał się w oczy. Dwie zaś następne jego pozycje bibliograficzne „Kar-Chat” i „Z dnia na dzień”, mimo formy nowelistycznej i powieściowej noszą charakter wybitnie pamiętnikarski, oparte są na przeżyciach z rewolucji rosyjskiej. Forma jednak wystarczyła, by zaszeregować Goetla raz na zawsze pomiędzy powieściopisarzy i tytko powieściopisarzy, a bodaj nawet jego samego upewnić w tym przekonaniu. Wynikały z tego nieporozumienia jedno za drugim.

Przyznam się, że z wyjątkiem „Kar-Chata” i „Z dnia na dzień”, beletrystyczne utwory Goetla nigdy mnie nie „brały”; nie mogłem nawet zrozumieć, dlaczego mu zapewniły taką literacką sławę; natomiast z żywym zawsze zaciekawieniem brałem do ręku jego książki polityczne; i nigdy się na nich nie zawodziłem.

Tak też jest z książką najnowszą, z owym atakowanym i z prawa („Słowo”) i z lewa („Robotnik”) „Pod znakiem faszyzmu”. Dawno nie czytałem książki uderzającej równą bystrością spostrzeżeń, niekiedy zaś nawet dosłownych odkryć w dziedzinie tego, co można by nazwać psychologią polityczną. Goetel bowiem jest przede wszystkim psychologiem w swych dociekaniach politycznych. Ta może niemal wyłączność argumentów psychologicznych, przy ilustracyjnym raczej traktowaniu historycznych, ekonomicznych i prawnych sprawia, że książka Goetla wywierać może na powierzchownym czytelniku wrażenie pewnego amatorstwa, czy jeśli kto chce ostrzej: dyletantyzmu. Na czytelniku politycznym tego wrażenia nie wywrze. Wprost przeciwnie. Daje mu bowiem argumenty z dziedziny, najczęściej słabo uwzględnianej przez „fachowych polityków”, daje zaś argumenty szczególniej żywe, sugestywne i przekonywające.

Goetel deklaruje się w książce swej jako nacjonalista. I przeprowadza tezę, że jedyną formą władzy nacjonalizmu jest faszyzm. Faszyzm zaś określa nie historycznie, ekonomicznie, czy ustrojowo – ale psychologicznie. „Faszyzm jest przede wszystkim postawą psychiczną – pisze – jest napięciem woli, wzmożeniem aktywności, uzdolnieniem wewnętrznym do ofiar i wysiłków, jednym słowem tym, co nazywamy heroicznym stosunkiem do życia”. Większość rozważań w książce Goetla dotyczy analizy przyczyn, dlaczego ta heroiczna postawa psychiczna, stanowiąca istotę faszyzmu, jest w Polsce tak niepopularna, zohydzana i atakowana. Polemika z antyfaszystowskimi argumentami demokratów i humanitarystów (które Goetel zna doskonale, bo sam ma za sobą przeszłość demokratyczno-humanitarną) przeprowadzona jest mistrzowsko. Prześwietlony więc został gruntownie taki truc, jak postawienie znaku równania między faszyzmem a komunizmem przez ochrzczenie ich wspólnym słówkiem: totalizm, twardo i wyraźnie powiedziane zostało pod adresem socjalizmu, że jedyna znana próba urzeczywistnienia socjalizmu dokonała się w Rosji i że więc tylko według niej oceniać socjalizm można, a nie według pustych hasełek, zanalizowane zostało subtelnie pojęcie wolności, która, jak słusznie dowodzi Goetel niekoniecznie mieścić się musi w indywidualizacji, ale i we wspólnym dążeniu gromady, przeprowadzone wreszcie porównanie między osiągnięciami bolszewizmu i faszyzmu.

Zawodzi natomiast Goetla intuicja gdy mówi o polskim ruchu narodowym. Piszę „intuicja” – bo jak się okazuje z książki, Goetel ani umysłowego, ani organizacyjnego ruchu nacjonalistycznego w Polsce nie zna i ma o nim pojęcie zupełnie bałamutne. Dlatego ciągle odwołuje się do włoskiego faszyzmu jako wzoru i nawet specjalny rozdział poświęca dowodzeniu, iż branie obcych wzorów po to, żeby je przetwarzać, nie jest żadnym wstydem. Teza słuszna, ale w danym wypadku zbędna, bo polski nacjonalizm, o którym Goetel tak mało wie ,a który uczuciowo go porwał, nie ma potrzeby wiele uczyć się od obcych.

Jeśli zaś w Polsce ustrój narodowy nie został dotychczas urzeczywistniony, to dlatego tylko, że warunki w jakich się rozwijał nasz nacjonalizm były szczególniej ciężkie.

Wizerunek polskiego narodowca uformował sobie Goetel na gazeciarskim określeniu „endeka”. To nawet, co jeszcze można by uznać za słuszne z tej charakterystyki, wyłącznie czarnymi barwami malowanej, odnosi się już tylko do przeszłości. „Endecki” zdaniem Goetla ideał życiowy, prowadzący do „tylnych schodów kultury i cywilizacji, do triumfów podwórkowych i wreszcie do posad, emerytur, do książeczki oszczędnościowej, do parceli z własnym domkiem” — jest tak wyraźnie ideałem obozu „sanacyjnego”, że aż dziw, iż Goetel blisko się z nim stykając tego nie zauważył. Narodowcy dzisiejsi? Ci wyrzuceni ze wszystkich posad, usunięci poza nawias, walczący z przeciwnościami, prześladowani, więzieni, zsyłani do Berezy – przechodzą przez wspaniałą szkołę, wyrabiającą to, co Goetel słusznie uważa za istotę faszyzmu: heroiczną postawę wobec życia.

Taką postawę można tylko zdobyć w walce, pracą każdego z nas nad sobą i entuzjazmem dla idei. Nie można jej narzucić mechanicznie, z góry, a między wierszami Goetla wyczuwa się takie właśnie złudzenie. Choć, co prawda, rozejście się Goetla z Ozonem (w którym widział materiał na polski faszyzm i zawiódł się), jest chyba prognostykiem, że i z tego złudzenia mechaniczności autor książki „Pod znakiem faszyzmu” wyleczy się niebawem.

A wtedy droga Goetla zejdzie się zupełnie z drogą polskiego ruchu narodowego, który jedyny potrafi zrealizować to, co Goetel tak sugestywnie przedstawia jako cel w swej książce.

Źródło: „Prosto z Mostu”, 4/1939

Spotkanie z cyklu „W tyglu kultury” poświęcone postaci Ferdynarda Goetla: 17 marca 2014 w Programie II Polskiego Radia.



Kategorie:Artykuły, Źródła

Tagi: , , ,

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.