Wszystkie orły z sztandarów, herbów i medali
Wyfrunęły, skrzydłami trzepocąc chóralnie.
Nikt nie spostrzegł ich lotu, wszyscy bowiem spali,
Chrapiąc w spoconych, brudnych łóżkach tryumfalnie.
Myślano, że wystarczy na gipsie i płótnie
Usadzić je jak w gnieździe – i na wieki spokój.
Raz do roku orkiestra na ich cześć hymn utnie,
I znów można poczekać do nowego roku.
I można spać szczęśliwie, więc chrapało miasto,
I w brzuchach przetłuszczonych spokój się przelewał –
Ale orłom w sztandarach, medalach zbyt ciasno
Więc wyleciały nagle w patetyczne niebo.
I zaroiła noc się od skrzydeł i bieli,
Fruwającą ojczyzną lotną i wysoką –
Świt zaczął blade gwiazdy jak iskry popielić,
Gdy orły znikły bielą wśród bieli obłoków.
Poeta przerażony, wsłuchany w głos nieba,
Sercem niż pies czujniejszym nagle się obudził –
Wabił orły z powrotem, nawoływał, śpiewał,
Lotną ojczyznę białą zbliżając do ludzi.
Źródło: „Wiadomości” 590/1935
Kategorie:Poezja
Skomentuj