Kazimierz Koźniewski w wydanym w 1977 roku II tomie „Historii co tydzień”, poświęconym wydawanym w latach 1945-50 krajowym tygodnikom społeczno-literackim, pisze:
„Kardynalną cechą lewicy jest troska o sumę wiedzy obiektywnej zdobytej przez każdego człowieka, natomiast troską prawicy jest przede wszystkim kształcenie w ludziach pewnych dyspozycji psychicznych, z lekceważeniem ich wiedzy zarówno humanistycznej, jak ścisłej.”
Koźniewski nie przewidział najwyraźniej możliwości istnienia „trzeciej drogi”, czyli tak zwanej postawie centrowej, tak charakterystycznej dla typowego mieszkańca kraju nad Wisłą drugiej dekady XXI wieku. Typowy zwolennik tej postawy charakteryzuje się tym, że człowiek – inny niż on sam – zazwyczaj nie interesuje go w ogóle, a zatem nie troszczy się ani o rozwój jego umysłu, ani jego duszy. Jeżeli w ogóle istnieją jakiekolwiek wspólne wartości (bardzo zresztą płynne i łatwo się zmieniające), to definiowane są za pomocą tak mglistych określeń jak „zadowolenie”, „satysfakcja”, „poczucie sukcesu”. W takich warunkach trudno się dziwić, że sztuka debaty publicznej we współczesnej Polsce niemal całkowicie zeszła na psy, a publicystyka stała się tak straszliwie nudna. Autentyczna debata jest możliwa tylko wtedy, gdy ścierają się w niej dwie strony o skrajnie przeciwstawnych poglądach. Trudno o interesującą debatę wtedy, gdy naprzeciwko siebie stają jedni o jasno określonych poglądach, i drudzy tych poglądów nie tylko niemal całkowicie pozbawieni, a nawet uważający posiadanie jakichkolwiek poglądów za coś z gruntu podejrzanego i potencjalnie niebezpiecznego.
Niezwykle barwnie i interesująco opisując kulisy powstawania i pierwszych lat działalności „Odrodzenia”, „Kuźnicy”, „Tygodnika Powszechnego”, „Przekroju” i „Twórczości”, Koźniewski zwraca uwagę – choć nie formułuje tego wprost – na charakterystyczny rys nierzadko krwawej walki ideologicznej w pierwszych latach po zakończeniu II Wojny Światowej. Chociaż – zwłaszcza w prawicowej publicystyce – niezwykle łatwo przychodzi nam sprowadzić opis tamtych lat do opowieści o Żołnierzach Wyklętych stawiających zbrojny opór obcej ideologii przywleczonej do kraju na sowieckich kolbach, to rzeczywistość wydaje się jednak nieco bardziej skomplikowana.
Przede wszystkim warto pamiętać że okres najbardziej „twardego” i krwawego stalinizmu zaczął się w Polsce mniej więcej w roku 1950, a nie 1945. I że owe pierwsze lata po wojnie były w kraju – oczywiście już wtedy pozbawionym demokratycznych swobód i jednoznacznie zdominowanym przez formację ściśle wywodzącą się z komunistycznego Związku Sowieckiego – czasem niezwykłego rozkwitu prasowej publicystyki i autentycznego ideologicznego sporu, o czym przekonać się można chociażby śledząc temperaturę polemik pomiędzy komunistyczną „Kuźnicą” a katolickim „Tygodnikiem Powszechnym”.
Już w pierwszym numerze „Kuźnicy” (czerwiec 1945), jeden z czołowych publicystów pisma, Jan Kott, zaatakował, ukazujący się zaledwie od pół roku, „Tygodnik Powszechny”:
„W dwudziestu siedmiu numerach „Tygodnika Powszechnego” nie znalazłem ani jednego artykułu czy choćby wzmianki o reformie rolnej, o upaństwowieniu kluczowych gałęzi przemysłu. (…) O ile w sprawach gospodarczych i społecznych „Tygodnik” zachowuje daleko idącą rezerwę i powściągliwość, o tyle w sprawach kultury, oświaty i wychowania wypowiada się wyraźnie i zdecydowanie. Znowu po sześciu latach przerwy słyszymy ten sam bełkot ponurych mnichów i pisk zawiedzionych zytek, skazujących na zagładę wszystko, co stworzyła kultura europejska od końca średniowiecza do chwili obecnej”.
Jak podkreśla Koźniewski w swojej książce:
„(…) była to ocena najdalsza od słuszności, ale ściśle wynikająca z zasady oraz taktyki „Kuźnicy”, podejmującej czołową walkę z „Tygodnikiem Powszechnym” i jego środowiskiem; właśnie pozycje „Tygodnika”, jako dalekie od postawy mnichów czy zytek, jako mniej zakrystyjne, a bardziej otwarte, stanowiły dla inteligencji polskiej jakąś istotną alternatywę koncepcji reprezentowanej przez „Kuźnicę”. W styczniu 1946, w 42 numerze „Przekroju” znalazł się taki oto dowcip rysunkowy. Żona do męża czytającego odwrócone pismo: „Dlaczego czytasz „Kuźnicę” do góry nogami”? „Bo chcę także wiedzieć, co o tym wszystkim pisze „Tygodnik Powszechny”. Niejeden wzdrygający się przed marksizmem nie zaakceptowałby „Rycerza Niepokalanej”, gotów był jednak za swoją uznać postawę „Tygodnika Powszechnego”. Tę więc alternatywę „Kuźnica” musiał zniszczyć albo osłabić – chcąc sama zostać na placu”.
Poglądy autorów „Tygodnika Powszechnego” (w tym charakterystyczna dla tego pisma aż po dziś dzień afirmacja filozofii personalizmu) były radykalnie odmienne od tych głoszonych przez „Kuźnicę”, co widzimy choćby w kolejnym cytacie z innego artykułu Kotta:
„Doktryny personalistyczne broniły wartości doświadczenia wewnętrznego, apoteozowały harmonijny rozwój osobowości dostosowanej do otoczenia, zadowolonej ze swego losu. Powstały w latach kryzysu. Były kryzysową receptą na szczęście. Receptą dla ubogich duchem. Moralnością społeczeństwa o zamkniętym awansie społecznym”.
Na tym być może polega w gruncie rzeczy zasadnicza różnica pomiędzy „Kuźnicą” a „Tygodnikiem”, różnica, którą rozciągnąć można na znacznie szerszą płaszczyznę sporu pomiędzy myśleniem lewicowym a konserwatywnym. O ile dla „Kuźnicy” liczyły się przede wszystkim jak najszersze „masy ludowe”, o tyle dla „Tygodnika” najważniejszy pozostawał zawsze pojedynczy człowiek, pojedyncza jednostka. Widzimy to np. w poniższym fragmencie artykułu Jerzego Turowicza z czerwca 1945:
„Praca organiczna, pogłębianie religijności, upowszechnienie głębokiego, personalistycznego światopoglądu, stworzenie prawdziwego humanizmu katolickiego, nie importowanego z zewnątrz, ale opartego o naszą tradycję kulturalną, wreszcie zrozumienie olbrzymiej roli, którą prawda o Kościele jako organizmie mistycznym może odegrać w koniecznym dziś uspołecznieniu życia zbiorowego, oto najważniejsze zadanie katolicyzmu w Polsce”.
Zasadniczą, podstawową rolą tak rozumianego katolicyzmu jest troska o rozwój i pozycję religii w osobistym życiu obywateli, a nie o niezależnie zdeterminowany ustrój polityczny i społeczny. Dla „twardogłowych” komunistów z „Kuźnicy”, wierzący w nowy ustrój obejmujący każdą, najdrobniejszą nawet dziedzinę ludzkiego życia, takie rozgraniczanie na sferę osobistej wiary, do której nikt nie może mieć dostępu, było czymś niemożliwym do zaakceptowania. Komunizm – jak każdy ustrój totalitarny – nie dopuszcza istnienia czegoś, co jest całkowicie prywatne, co jest „tylko moje”. Stąd walka z myśleniem religijnym, pogardliwie określanym jako „klerykalizm” – i stąd walka z „Tygodnikiem Powszechnym”.
Ostatni numer „Kuźnicy” ukazał się 26 marca 1950 roku.
„Tygodnik Powszechny” ukazuje się do dziś.
Źródło cytatów: Kazimierz Koźniewski, „Historia co tydzień, tom II”, Warszawa 1977
Kategorie:Artykuły, Farrago rerum
Skomentuj