W mej izbie szary mrok;
Zegara wciąż tik-tak
Trzepoce się o ściany,
To krok,
Miarowy, urywany,
Czasu, co szlak
Ma wytknięty bezkreśnie…
Nie wiem, czym we śnie
Słyszał te dzwony…
Biją
Jakoś niebiańsko, tajemnie…
Może na czyją,
Mękę – zgon…
A może we mnie
Tak bije ten dzwon?
– Megoż to ducha ciche łkanie,
Czy modlitwy śpiew…
Otwarłem oko… Wiew
Poszedł świeży…
Gdzieś od rubieży…
Po rośnym łanie
Szło cudne, uroczyste granie
Rozkołysanych kędyś dzwonów;
Szło orną ziemią
Śród zagonów,
Śród miedz, gdzie grusze w mroku drzemią,
Szedł uroczysty śpiew „Hosanna!”
A dusza, w śpiew ten zasłuchana,
W ten melodyjny klangor tonów,
Ukołysana graniem ech,
Rwie się i idzie w dzwonów ślad,
Śród pochylonych chat
I strzech,
Cicho dymiących na dolinie…
Tak dusza płynie…
A kędy schyli się do wnętrza,
Wszędzie – radosne szczęście gości…
O, Boska nocy przenajświętsza, –
O, – dzwonów śpiew błogosławiony,
O, – panowanie Wszechmiłości!…
Gdy pełni szczęścia są ci “prości”,
A wszyscy – silni są i młodzi –
Radosną wieść niech biją dzwony:
„Bóg się rodzi!…”
Źródło: „Gwiazdka: jednodniówka świąteczna artystyczno-literacka”, Wilno 1936
Skomentuj