„Ja inteligent, on prosty, mało wykształcony chłopak. Jesteśmy w jednym wieku. Jeszcze raz przekonuję się, jakim idiotyzmem jest to tak zwane „ustawianie się frontem do ludu”, to „umiejętne podejście” do „prostego człowieka”. Wystarczy tylko jeden z przepisów tego inteligenckiego katechizmu, żeby w ogóle nic nie wyszło. Nie ma chyba śmieszniejszej figury, jak taki inteligent, „podchodzący do ludu”. Wystarczy tylko starać się świadomie mówić „prostym językiem”, żeby ten język stał się mało zrozumiały. Tu nie ma „systemu”. Demagogia działa na masę, ale z jednostkami demagogią nie ujedzie się za daleko.
A jednak prawdziwy kontakt, prawdziwe przenikanie nie wytwarza się na wiecach przy pomocy haseł – to jedynie tysiące i miliony kontaktów osobistych w codziennym życiu i obcowaniu „prostych” z inteligentami. I na odwrót. W sumie chodzi o bardzo mało i bardzo dużo. Przede wszystkim o zaprzestanie klasyfikacji na „prosty”, „półinteligentny” i tak dalej. Jest człowiek. Uznania tego faktu należałoby żądać tak od jednych, jak i od drugich. Niestety o to najtrudniej. Najczęściej inteligent nie uważa prostego tak całkiem za „człowieka”, a prosty widzi w inteligencie też wiele, ale mało z „człowieka”.
Obustronna pogarda, wrodzona, zaostrzona z jednej strony zawiścią, z drugiej obawą „masy, nie ułatwia przekroczenia tego małego ząbka. Szczególniej u nas.”
Źródło: Andrzej Bobkowski, „Szkice piórkiem”, 25 sierpnia 1940
Kategorie:Źródła
Skomentuj