Rzeczą, która mnie w życiu kosztuje najwięcej, a może i kiedyś nawet zgubi, jest mój autokrytycyzm. Posuwa się on tak daleko, że na przykład, kiedy wieczorem zasypiam i już zaczynam tracić świadomość rzeczywistości, nagle pojawia się skądś we mnie chłodna obserwacja: aha, zasypiam właśnie w tej chwili. Rzecz prosta, że natychmiast budzę się wtedy całkowicie i już na próżno czekam na moment do zrobienia ponownie tej cennej autoobserwacji. Ma to ten dobry skutek, że gdy się leży, nie mogąc zasnąć, przychodzi do głowy najwięcej cennych i nowych pomysłów.
W ciągu dnia człowiek ciągle musi myśleć o czymś, musi myśleć, o czym myśleć. Podczas bezsennej nocy myśl nieskrępowana przez wolę, biega sobie tam i sam po śmietniku życiowych obserwacji i czasem znajdzie wśród odpadków wrażeń jakiś cenny klejnocik.
Wiedzą o tym lekarze. Toteż pamiętam, jak jeden z moich kolegów uniwersyteckich udał się kiedyś do rektora z niezwykle szczegółowym i pomysłowym projektem, dotyczącym spraw organizacyjnych studenckich. Rektorem był wtedy profesor medycyny. Przejrzał on projekt i nagle zwrócił się do autora:
– Pan cierpi na bezsenność, prawda?
– Czemu, magnificencjo?
– Bo tak szczegółowy i pomysłowy projekt można ułożyć tylko w ciągu bezsenych nocy.
Otóż podczas pewnej, bezsennej z powodu opisanej autoanalizy, nocy, przyszła mi do głowy makabryczna w treści, dość prosta refleksja: człowiek nie może przestać oddychać przez całe życie, jest skazany na wieczne oddychanie. Każdy wciągnięty kawałek powietrza musi być wypuszczony, na miejsce wypuszczonego musi być wciągnięty nowy. Pierwszy raz wdycha człowiek powietrze bezpośrednio po przyjściu na świat i już rusza w nim maszyna do oddychania. Dopiero w chwili śmierci „wydaje ostatnie tchnienie”, to znaczy, zwraca światu kredyt powietrzny, zaciągnięty przy urodzeniu. Przykre, prawda?
Kiedy właśnie tak sobie rozmyślałem o oddychaniu i kredycie, nagle, drogą mechanicznego skojarzenia, stanął mi przed oczami przeczytany poprzedniego dnia tytuł artykułu w jakimś dzienniku. „Kraj dusi się z braku kredytu”. Kraj dusi się… Oklepana metafora, czy pewien sens głębszy? Ten się może dusić, kto oddycha. Czy kraj oddycha? Kraj niewątpliwie nie, bo kraj, to pojęcie geograficzne. Ale naród, czy naród oddycha?
Naród jest tworem cywilizacyjnym, kulturalnym. Zatem powietrzem dla niego są nowe myśli, nowe idee, nowe hasła i nowy ład. Naród wciąga je, wchłania, przerabia i zużywa. Niewątpliwie tak. Idą do organizmu. Ale potem trzeba coś z nimi zrobić. Już są zużyte, wyssane, nic z nich więcej nie będzie. Naród wydycha je wtedy. Tylko w dziewięciu wypadkach na dziesięć zawsze znajdzie się jakaś siła, która mocno dwoma palcami bierze naród za nos i nie pozwala mu wydychać. Wtedy naród czerwienieje na twarzy i zaczyna się rzucać. Czasami bywa to z tą odmianą, że naród już wytchnął wszystkie zużyte idee, a dopiero kiedy chce wciągnąć nowe, biorą go za nos. Skutek jest mniej więcej ten sam, tylko jeszcze bardziej przykro.
Wdychamy nowe poglądy, wyobrażenia. Wdzierają się ostrym prądem. Mają charakter bezkompromisowy. Tworzą zwarty nowy kompleks. Przybierają kształt absolutyzmu, całkują, podporządkowują sobie wszystko, nieraz brutalnie. Potem następuje stopniowo stabilizacja i rozluźnienie. Moment pozornego bezruchu. Potem coraz więcej wolności, automatyzmu, coraz mniej przymusu, potem kryzys, maleńki moment pustki i zaczyna się nowy wdech. Tak jest w życiu idei, a w ślad za tym w życiu systemów gospodarczych, społecznych, politycznych, naukowych, organizacyjnych.
Oddech wszakże może być krótki lub długi. Człowiek zdrowy i silny ma głęboki oddech, tak samo i naród. Słabość na przykład naszego narodu w ostatnich epokach polega na jego dychawiczności. Krótko, szybko i płytko wchłania nowe idee, prędko je zużywa i wyrzuca. Toteż jest ciągle zadyszany. Popatrzcie jak równo oddycha Anglia (jeden oddech od Wilhelma Orańskiego), jak ze świstem wprawdzie, ale całymi płucami Rosja (wdech pierwszy Iwan Groźny, wdech drugi Piotr Wielki, wdech trzeci Lenin).
Proszę oddychać głębiej! To powiedzenie lekarza jest jedną z najpierwszych rad dla Polski. Oddychać głęboko i równo. Wdech raz! Wydech dwa. Nie za prędko!
Nie tylko naród zresztą oddycha. Kto zna bliżej życie jakiejś organizacji, także zauważyć musiał jej oddychanie.
Największą umiejętnością rządzenia, tajemnicą, zapewniającą długie piastowanie władzy, jest – kierowanie oddechem. Nie zatykać nosa palcami. Pozwolić wytchnąć, pozwolić na zmianę kierunku, to umiejętność trudna, ale niezbędna.
Jeżeli się komuś zatka nos, to trzeba się liczyć zawsze z tym, że delikwent albo się udusi na amen, albo się wyrwie i wtedy odetchnie bardzo silnie i gwałtownie.
Są nawet podobno w Indiach jogowie, którzy leczą wszelkie choroby przez uczenie odpowiedniego oddychania. Słyszałem, że mieli nawet adeptów w Europie.
Oddychanie, to dziwnie beznadziejna, ale bardzo istotna funkcja.
Źródło: „Prosto z Mostu”, 54/1935
Skomentuj