Gdy łódzki wieczór gwiazdami
Zadymionymi świecił,
Włókniarki zbierały odzież
Dla koreańskich dzieci.
A miały dwie gorycze
W oczach matczynych i ludzkich:
Złą gorycz dymów wojennych
I dobrą gorycz – łódzkich.
Dałaś im rękawiczki
Wełniane, w których rękom
Jak ptakom w gniazdach puchowych,
Ciepło, bezpiecznie i miękko.
Grzeją, bo w nich została
Jakaś cząsteczka serc Waszych,
Łodzianie i Widzewianie,
Ludzie od krosien i maszyn!
Jak uścisk dłoni skrzydlaty,
Za siódmą górę i rzekę
Polecą te rękawiczki
Do Korei dalekiej.
A tam już luty – samuraj
Cały w lodowych sztyletach
Tętni na stu białych koniach
O zimnych grzywach i grzbietach!
Gdy to wełniane ciepło
Dzieci na rączki włożą,
Odeprą małymi piąstkami
Wojenną zimę mroźną.
Jak słońce jak pieśń, jak wino,
Jak prostych ludzi – nadzieje,
Wielkie serce Łodzi Fabrycznej
Małe ich rączki ogrzeje,
A kiedy ich ojcowie
Przepędzą najeźdźców, to dzieciom
Będą te rękawiczki
Wspomnieniem rąk łódzkich i wrzecion,
Tak dobrze będzie im wtedy,
Jak gdyby w rączce każdej
Trzymały bardzo ciepłą,
Przychylną i żywą gwiazdę.
Źródło: „Życie Literackie”, 1/1951
Skomentuj