Kobiety białe i pulchne, jak śnieg przygrzany słońcem
kocim, niedbałym ruchem trą się o męskie ramiona.
Wtulają ciepłe barki z lekka zaróżowione
pod skrzydło spojrzeń łakomych rozpiętych jak opończe.
Śniade i chude dziewczyny, których brunatne piersi
sterczą zuchwale pod tiulem, jak głazy pod nurtem strumienia.
Łażą po wiotkich jabłoniach, które dostały sierpień
ciężkimi guzami owoców przytłoczył i zarumienił.
Loki matowych blondynek; ich oczy szklisto-niebieskie
duże jak stawy rozlane pod czołem dziecinnie wysokim.
Patrzą na świat naiwnie, a małe figlarne pieski
Leżą na ich kolanach, warcząc na ciemne obłoki
Panowie w sportowych raglanach opanowani i chłodni
cedzą przez zęby słówka zmieszane z białawym dymem.
Siadają leniwie na ławki, przykryte rudym kilimem,
strząsając popiół z uważnie zaprasowanych spodni.
A potem zaczyna orkiestra w altanie dalekiej ukryta
grać arie z „Króla Rogera” i stary polonez Szopena,
Nim łan słomkowego zachodu nie stopi się z łanem żyta
i nad ogrodem zawiśnie seledynowa Selene.
Źródło: „Żagary”, 1/1931
Skomentuj