Gdy naiwnie słucham Chopina
chleb poranny chrupiąc
co niedziela gra trąbka zwołująca wartę
w przedsionku parlamentu
Uśmiech na wargach rozkwita róża o sercu z diamentu
jak lśniący miecza błysk aureola
nad głową posągu
Liryczne opryszki w zaułkach
wyciągają torebki amerykankom
a za zwrot żądają pocałunku
(Dlatego reemigracja
nie od giełdy zależna od sentymentu
przekracza wszelkie nadzieje)
Na głowie Republiki z ślepego kamienia
stroszą się szare wróble symbol zwinnie brudząc
Na oknie cień mój w słońcu
zasłuchany w niebo zielonkawe
w najczystszy skrzypiec ton posłuszny gwiazdom
W południe farbą cuchnący murarze
przechodzą białe ślady stóp na brukach
jak apostołów
nałożenie wapna
każde pociągnięcie pędzla jest wezwaniem do nowego porządku
Poprzez ekran zachwytu oglądam ludzi
ich ruchy usta we mnie rewolucjonista się trudzi
przeszywający cienie płomieniem
Ptaków lot na powietrzu dżdżystym
nad Panteonem jest jak głos elegii
Ciepłe na dłoniach łzy oceany słone
łez przez źrenice złote zadziwione
ryby płyną
na widnokręgu żagle się kołyszą
na błękitnej emalii powleczonej martwym złotem
W szlafroku różowym na balkonie
kobieta ponad ubogim ogródkiem W święto
żółte niebo przedmieść gryzie jak chlor
Na rozmokłej grudzie urlopowani
uderzają piłkę rakietkami
Szybkobiegacze o wysmukłych nogach
Zza drzew bieleją dziewczęta
spoza drzew ciemniejących oplecionych w bluszcze
palce widm
Zmrok granatowy długo się ociąga
jak śmierć kropla o migdałowym posmaku
Zamknięty w mętnym olbrzymim akwarium dnia
wszędzie natykam się na zielonkawych sobowtórów
każda twarz powleczona fosforem
gaśnie jak zjawa o sinym świcie
Nierealności! i ten czar okropny
który mnie chwyta unosi i dławi
jak szczęśliwego topielca
Gdybyż nie samotność
jak łatwy i mały świat
Źródło: Stefan Napierski – „Obrazy z podróży”, Warszawa 1933
Skomentuj