Przemysław Piętak – „Wirus i kwarantanna” [2017]

terroryzm

Wirus krąży po Europie, wirus terroryzmu.

Wirus, który z tygodnia na tydzień zbiera coraz większe żniwo śmiertelnych ofiar.

Wirus, który w samej tylko Wielkiej Brytanii, w ciągu ostatnich trzech miesięcy zaatakował już trzykrotnie. Londyn (Westminster), Manchester, teraz znów Londyn. A wcześniej Berlin, Brukselę, Paryż i wiele, wiele innych miejsc (patrz mapa).

Wirus, którego ofiarami padają przypadkowi przechodnie, rozjeżdżani na chodnikach przez pozbawionych skrupułów, zaślepionych ideologią barbarzyńców. Niewinni goście restauracji i pubów, którym podżyna się gardła i przecina nożami aorty. Rozrywane na strzępy w eksplozjach wypełnionych gwoździami i żyletkami bomb, dzieci i młodzież bawiące się na koncertach. Pośrednio (Turyn) również kibice, dla których nawet fałszywa pogłoska o bombie na głównym placu miasta wystarczy, by kilkaset osób zostało rannych. Co tylko pokazuje atmosferę strachu przed wirusem terroryzmu, jaka opanowała obecnie Stary Kontynent.

To nie jest starcie cywilizacji. To jest konfrontacja cywilizacji i anty-cywilizacji.

Czy istnieje sposób, by się przed nią uchronić? Tak, istnieje.

Gdy wirus zaatakuje Twój komputer – wzmacniasz zabezpieczenia. Instalujesz programy, które mają spowodować, by do Twojego systemu nie wniknęły żadne obce i niepożądane treści.

Gdy w jakimś dalekim kraju wybucha epidemia nieznanego wirusa, jednym z pierwszych środków mających zapobiec jego dalszemu rozprzestrzenianiu się jest utworzenie strefy kwarantanny. Odizolowanie chorych od zdrowych, tak aby z czasem, chorych było coraz mniej, aż do momentu, w którym wirus zostaje ostatecznie wyeliminowany na ograniczonej geograficznie przestrzeni.

W żadnym z opisanych powyżej przypadków, zalecaną metodą walki z wirusami nie jest szerokie otwieranie granic państw i systemów informatycznych dla potencjalnych nosicieli wirusa.

Potencjalnymi nosicielami wirusa terroryzmu w Europie są obecnie tzw. „uchodźcy” (cudzysłów wynika z potwierdzonego oficjalnymi statystykami faktu, że w owej grupie, rzeczywistych uchodźców z ogarniętej wojną Syrii jest zaledwie ułamek). To, że przynajmniej niektóry z grasujących po Europie morderców przybyła na kontynent wraz z niekontrolowaną falą przybyszów z Afryki i Bliskiego Wschodu, zostało niezbicie udowodnione już po zamachach w Paryżu w 2015 roku. Z oczywistego faktu, że nie każdy imigrant jest terrorystą, nie wynika jeszcze, że w tej wielotysięcznej ludzkiej masie, od miesięcy szturmującej południowe granice Unii, nie znajdującą kolejne elementy zdolne do przeprowadzenia następnych bestialskich aktów przemocy. I dopóki nie znajdziemy stuprocentowo skutecznego sposobu na całkowicie jednoznaczne odróżnienie potencjalnego od rzeczywistego nosiciela wirusa terroryzmu (a nie znajdziemy) – powinniśmy szczelnie strzec naszych granic przed jednymi i drugimi. Niezależnie od politycznej i ekonomicznej ceny tej, niewątpliwie wymagającej odwagi i determinacji, decyzji polskich władz.

W tej sprawie nie chodzi tylko o bezpieczeństwo, ale również, a może przede wszystkim, o suwerenność. Jestem gospodarzem swojego domu tylko dopóki, dopóty mam prawo decydować, kto w nim mieszka. Podporządkowanie się absurdalnemu pomysłowi Komisji Europejskiej na przymusowe rozlokowywanie kwot imigrantów w poszczególnych krajach Unii oznaczałoby dowolną rezygnację z prawa do decydowania, przed kim otwieramy drzwi naszego wspólnego domu.

Nie dajmy sobie wmówić, że wraz z przystąpieniem do Unii, naszym nowym domem jest teraz Europa, a klucze do jej drzwi znajdują się w Brukseli.

Dom jest i pozostaje w Polsce, i to na jego ochronie powinno nam zależeć w pierwszej kolejności.

Unia Europejska jest dla nas co najwyżej wspólnym osiedlem.

Na dodatek, źle strzeżonym.

Post scriptum (04.06.2017)

„Pochodzący z Afganistanu imigrant zabił w ośrodku dla uchodźców w Bawarii pięcioletnie dziecko, zadając mu kilka ciosów nożem. Policja zastrzeliła napastnika. Ciężko ranna matka dziecka przeżyła. Do tragicznego zdarzenia doszło w sobotę w Arnschwang na terenie kraju związkowego Bawaria.

41-letni Afgańczyk zadał chłopcu kilka ciosów nożem, śmiertelnie go raniąc. W ataku ciężkich obrażeń doznała także pochodząca z Rosji 47-letnia matka dziecka. Świadkiem zbrodni był sześcioletni brat ofiary, który doznał szoku i jest pod opieką psychologa.”

http://niezalezna.pl/99965-znowu-koszmar-w-niemczech-imigrant-w-obozie-dla-uchodzcow-zabil-5-letnie-dziecko

Ilustracja: Mapa zamachów terrorystycznych 2001 – 2016, Institute for Economics and Peace



Kategorie:Artykuły, Farrago rerum, Źródła

Tagi: , , , ,

7 replies

  1. Historia, jak widać, różne miewa humory. Kto wie, jak wyglądałby świat, gdyby w obliczu
    innej, choć niemniej dewastującej epidemii, blisko pięć wieków temu mieszkańcy tego
    czy innego kontynentu zdołali zastosować proponowane powyżej środki ostrożności wobec
    nadpływającej na niezliczonych okrętach europejskiej dziczy. Nie jest to żaden argument,
    bez wątpienia jednak niemały powód do śmiechu. Historia ma w zanadrzu jeszcze wiele
    przednich żartów.

    • Pozwolę sobie wszakże nadmienić że w powyższej metaforze my jesteśmy Indianami.

      • Zwykli ludzie ponoszą w pierwszej kolejności konsekwencje wszelkiej polityki (czas pokazał że po obu stronach) zwanej już tylko dla zachowania pozorów „globalizacją”, ale będącą w większości wypadków „wypadkową” imperialnych zapędów grupki ludzi u władzy, którym chodzi wyłącznie o zysk i pazerną eksploatację zasobów… W tym sensie owszem wszyscy byliśmy, jesteśmy albo będziemy indianami

    • Jedyny sens z nauki historii to wyciąganie wniosków i znajomość faktów (zwłaszcza na temat tej „dziczy”) a nie gdybanie. Takie gdybanie to hańba i gwałt na rozumie (i żaden argument)

      • Nikt tu nie gdyba. Historia jest nie więcej niż plotką, dlatego jest taka zabawna,
        a w porywach nawet ciekawa. Bez wątpienia badanie jej może być interesujące
        i pouczające, jak, dajmy na to, badanie dawnych powieści.

        Gwałtem na rozumie jest natomiast powoływanie się na „fakty” z przekonaniem,
        że są one czymś pewnym, bezspornym. Tymczasem tak zwane „fakty” docierają
        do nas po selektywnym odsiewie, nie mamy dostępu do wydarzeń, jedynie do ich
        interpretacji, a interpretacje zależne są od punktu widzenia, interesu czy pozycji
        interpretującego. Gdyby nawet interpretujący miał najszczersze chęci, zdradzi go
        jeszcze uwikłanie własnego języka w dyskursy aktualnie panujące, brane przezeń
        za naturalne (przykładem posługiwanie się powyżej medyczną metaforą wirusa
        i kwarantanny – to dopiero poezja! jestem przekonany, że zarysowana analogia
        wydaje się autorowi najzupełniej oczywista).

        Tyle na temat faktów, dziękuję za pouczenie.

        Swoją drogą, apodyktyczne stwierdzenie, jakoby „gdybanie” było hańbą i gwałtem
        na rozumie, wydaje mi się dość agresywną, ale i desperacką próbą zapanowania
        nad czymś, co w innych warunkach mogłoby być dyskusją. Jest to zarazem
        deprecjonowanie imaginacji, która – jestem przekonany – winna być wśród
        historyków ceniona. Oczywiście, biorąc pod uwagę wątpliwości, jakie wyraziłem
        powyżej względem „faktów”, nie powinno dziwić, że dalece bardziej cenię
        potęgę wyobraźni. Wreszcie, zbudowana przez Pana opozycja „wyciąganie
        wniosków i znajomość faktów” contra „gdybanie” wyraźnie chwieje się
        w posadach i nie wytrzymuje analizy. Słowa mocne, ale puste.

        Pozdrawiam

      • Nie wiem na jakiej podstawie postawił Pan znak rowności między interpretacją faktu a samym faktem ale to w końcu nie mój problem.
        Tymczasem kto nie dysponuje wiedzą na temat rzeczywistości ten nie powinien zabierać na jej temat głosu, a już na pewno nie powinien silić się na stawianie ignorancji (nazywając ów stan „świadomości” mylnie „wyobraźnią”) ponad znajomość faktów. Bujanie w obłokach i lanie wody jest być może „dobrym” narzędziem dla analizy jakiejś kreskówki (i co najwyżej do pewnego wieku) ale wyklucza dyskusję na tematy poważne.
        Pozdrawiam

  2. „Nie wiem na jakiej podstawie…”

    Istotnie, nie wie Pan, ponieważ sugestia, jakobym postawił znak równości między
    faktem a interpretacją jest dokładnym odwróceniem tego, co napisałem. Zabieg
    nie tylko chybiony, ale i perfidny w zamyśle.

    Jestem wszelako wdzięczny za autorytarne wykluczenie mnie z dyskusji i nakaz milczenia
    poprzez zarzut ignorancji i nieznajomości faktów, cokolwiek się za nimi kryje.
    Wszak zdaje się, że od samego początku mówimy o jakimś bycie w najlepszym wypadku
    „potencjalnym”.

    Wdzięczność moja wiąże się z tym, że wykluczony – i pouczony przez mądrzejszych
    od siebie – mam teraz prawo zamilknąć, nie ośmieszać się więcej, i nie odpowiadać
    na erystyczne zabiegi, które człowiek myślący (a do tego miana najwyraźniej pretendować
    nie mogę) mógłby uznać za obelżywe.

    Dziękuję za cenną lekcję.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: