Czemu niebo z błękitnej satyny
i obłoki z puszystej włóczki
ciepłym dobrym okryciem nie spłyną
na zziębniętych głodnych i maluczkich?
Puch, puch lekki spirale kręci,
tają gwiazdki na kołnierzach futer –
A jak skręca wnętrzności głód?
A jak idzie chłód przez dziury butów?
A ty w kusym paletku
zmarznięte zaciskasz pięści.
Rozsadza – jakże boleśnie
głowę zmęczona myśl:
Jaki okrutny dialektyk,
jaki niedobry poeta,
stworzył to straszne dziś,
z którego nie ma wyjścia?
Nie umiesz,
Nic nie rozumiesz,
A jednak krzyczeć musisz –
Krzyk
rośnie
w zaschniętych ustach
rośnie
krzakami tarnin.
Przecięte mieczem zachodu
niebo zalewa karmin.
Źródło: „Żagary”, 3/1934
Skomentuj