„Drugą rocznicę powstania Styczniowego, tak jak trzydziestą czwartą powstania Listopadowego, obchodziliśmy na wygnaniu – jeszcze na wygnaniu. Smutna to koléj narodu dźwigającego się z ciężkiej niewoli. Ale kiedy się odwrócimy na chwilę od klęsk i niepowodzeń, kiedy odwrócimy oczy od wewnętrznych wad i ułomności naszych, z dumą i nadzieją spojrzeć możemy w przyszłość, gdyż 22 Stycznia złożył przed światem dowód nieśmiertelności Narodu Polskiego.
Po trzydziestu latach neronowskiego ciemięztwa, Car Moskwy, złudzony pozorną martwością ofiary, rzekł do Polaków: „Kontent z was jestem, precz z marzeniami”, co znaczyło: precz z narodowością waszą. Na te sromotne słowa rumieniec wstydu wystąpił na oblicze Polski – geniusz narodu zadrżał pod tak wielką zniewagą – Polska odżyła. Stało się to po wielkiém upokorzeniu Moskwy pod Sebastopolem, po traktacie paryzkim zamykającym jéj chwilowo przynajmniej wrota do Carogrodu. Godny syn Mikołaja myślał o odwecie, i w tym celu zwołał do stolicy Polski dwóch wiernych spólników swoich, by szatańskim uśmiechem powitali zgon stuletniej ofiary i na jéj grobie zawarli nowy sojusz przeciw wolności ludów. Polska powtórnie uczuła zniewagę – ona co przez 10 wieków była przedmurzem chrześciańskiéj cywilizacyi, ona ma się stać niemym świadkiem germańsko moskiewskiego sprzysiężenia, które nieodrodni potomkowie Katarzyny, Maryi Teresy i Fryderyka II, jakby na urągowisko własnej jéj niedoli, w grodzie Stefana Batorego i Sobieskiego ukuć zamierzyli. Wtenczas to, od krańca do krańca starej Rzeczypospolitej przeleciała iskra elektryczna znieważonej narodowości – wtenczas, na wielkie zdziwienie świata, powstał naród w żałobie.
Symbol potężny, czarodziejski. Tylko duch Polski mógł go wydobyć z wnętrza własnéj Golgoty. Przez dwa łata walczył nim naród polski tak zwycięzko, że wielom się zdawało, jakoby on był ostatecznym symbolem zbawienia; przez dwa lata Moskwa wyczerpała cały arsenał liberalnej obłudy, zużyła trzech prokonsulów swoich, Car własnego brata wysłał do walki z żałobą, nic nie pomogło, nawet świętokradzkie gwałty na kapłanach i świątyniach, ani stan oblężenia pod zarządem kozaków; dopiero kiedy renegat Margrabia wydobył z zimnego mózgu swego najhaniebniejszy zamach na najdroższą nadzieję narodu, na młodzież polską, dopełniła się miara złego – wtenczas po trzeci raz uczuł naród polski głęboką zniewagę, i powstał bój orężny.
Nie był to bój rozpaczy, ale bój obowiązku, przewyższający potęgą moralną wszystkie inne, jakie naród polski od upadku swego z nieprzyjaciółmi staczał. Bez broni i skarbu, bez wojska i rządu odpowiedzialnego, w najgorszych warunkach tajemnej organizacji, samą potęgą ducha, samem tylko natchnieniem potrzeby, improwizował zbrojne hufce, walczył przez rok cały nie tylko z Moskwą ale z pruską i austryacką nienawiścią. A walczył tak donośnie i tak stanowczo, że Europa cała pytać się poczęła, ażali to nie była chwila zmartwychwstania narodu, którego upadek od stu lat miesza wszystkie szyki układu europejskiego.
Cóż nam brakowało do zwycięztwa? Wiele bardzo; ale ani niezrównanej wiary w nieśmiertelność narodu, ani gotowości do poświęceń bez granic, ani ducha rycerskiego w młodzieży ani téj wielkiej myśli pojednania wszystkich warstw i wyznań społeczeństwa pod jednym godłem wolności i braterstwa, która w przeszłości zawsze opór spotykała. Brakowało nam tego, co przezorność patryotyczna dać może, co rozum publiczny sterników wyrobić a solidarność obywatelska wobec ratunku Ojczyzny zabezpieczyć powinny.
Przypuśćmy, że po wymownych objawach ducha publicznego w 1861 r. cala warstwa czynnego patryotyzmu, zamiast podzielić się na białych i czerwonych, na stronnictwo ruchu politycznego i na stronnictwo ekonomii przemysłu i handlu, stanęła w jednym obozie powstania narodowego, które już wtenczas dla każdego nieuniknioném być było powinno; przypuśćmy mniéj jeszcze, że w samem stronnictwie ruchu, zamiast szkodliwych tranzakcyi z przeciwnikami. zamiast odstępstw i wewnętrznych rozdwojeń tak co do trybu postępowania jako téż co do ocenienia wartości ludzi i zasad rewolucyjnych, wyrobiła się i utrzymała myśl poważnej, oględnej a szczéréj pracy przygotowawczej, pracy opartej na nauce i doświadczeniu, które Demokracya polska przekazała jako kardynalne podstawy narodowego powstania; czyż rok 1863 nie stanąłby w innych warunkach i czyż te wszystkie niedostatki materyalne i moralne, które od razu niemal skrzywiły charakter i znaczenie narodowego powstania, nie byłyby się zmniejszyły o wiele, a następnie, czyżby się szanse powodzenia nie były znacznie zwiększyły?
Przypuśćmy wreszcie, że zamiast z trzema chciwemi wrogami, mieliśmy do czynienia z jednym tylko, choćby najpotężniejszym; albo że którykolwiek z tych ludów, co naszą niewolę do najcięższych grzechów zaliczają, podał nam w czasie walki nie same słowa współczucia ale i bratnią dłoń ku zwyciężeniu wspólnego nieprzyjaciela; albo że Polska choć jeden drobny ułamek swych wielkich obszarów, choć jedną szczerbę swych granic zdobyła sobie na swobodne siedlisko rzeczywistego rządu narodowego, na szkołę karności powstańczej, na arsenał uzbrojenia ludu; czyż powstanie Styczniowe nie byłoby przeżyło trudnej zawsze chwili porodu i niemowlęctwa? Czyż by się nie było wydobyło z śmiertelnych uścisków dyplomacyi bez wiary, urzędowania i hetmaństwa bez odpowiedzialności? Czyżby nie zajaśniało zwycięzką potęgą ludu pojednanego w myśli i sercu z jedynym warunkiem powszechnej swobody, z potrzebą wypędzenia najazdu?
Na te przypuszczenia, o ile od nas zależały, i na te pytania odpowie kiedyś surowa krytyka. Stawiając je, chcieliśmy tylko dotknąć jednego ważnego a zarazem pocieszającego według nas pewnika, to jest, że w powstaniu 1863 r. naród polski pokazał światu niezwyciężoną potęgę ducha, gotowość do wszelkich ofiar ku zrzuceniu jarzma jakiej jeszcze nigdy nie było; że wielkie niedostatki, wady i ułomności, jakie w nim spostrzegamy, są tego rodzaju, że je sami, własną wolą, własném poświęceniem i pracą naprawić możemy; że zatém rozmyślając nad upadkiem ostatniego powstania, powinniśmy przechować więcej jak kiedykolwiek nadziei, bo grunt, na którym stoimy, bo naród, dla którego żyjemy, jest niewzruszony w swéj duchownej sile, a jego odrodzenie jest tylko kwestyą czasu, kwestyą naszej własnej uprawy!
Dziś Moskwa pastwi się bezkarnie nad zwyciężoną jeszcze raz Polską a pastwi się po swojemu, po azyatycku; broczy w krwi narodu, niszczy, okrada bezwstydnie wszystkich bez wyjątku; szalonym przewrotem wszelkich idej sprawiedliwości i cywilizacyi zamierza zadać śmiertelny cios Polsce; w miejsce dziesięciowiekowéj narodowości i religii, chce narzucić ludowi polskiemu narodowość i religią szpiegów, policyantów i żandarmów; szubienica, mordy, łupieztwa i Sybir, to jedyne argumenta Cara na pokazanie wyższości Moskwy nad Polską, a najwierniejszymi czynnikami i pomocnikami jego, jest wyuzdana chciwość germańskich i moskiewskich wyrzutków społeczeństwa.
Ciężkie, okropne rany odbiera Polska od Moskwy; ale to są rany cielesne tylko, których skutek obróci się niechybnie, jako kara Boska, przeciwko Carowi i jego narzędziom. Polska dusza wyjdzie z nich, mamy głęboką wiarę, zwycięzko, bo stoi zawsze przy prawdzie i sprawiedliwości. Do tych tylko, co Narodowi w jakiémkolwiek znaczeniu przewodniczą, należy wyciągnąć wielką naukę, jaką nam podaje powstanie Styczniowe, jego potęga duchowa i jego niedostatek rozumowy.”
Źródło: „Głos Wolny”, 60/1865
Ilustracja: Artur Grottger, „Obrona dworu”, 1863
Skomentuj