Bruki są martwe i czcze,
domy obrosłe pleśnią.
Miarowo biją o miejski brzeg
kwietnie i wrześnie.
Dzień każdy spływa pomiędzy tłum
jak ropa z otwartej rany.
Słucha oślepły gotycki tum
syreny o czwartej rano.
Co wieczór reklam świetlnych tłok
wbija się w łańcuch czaszek.
Zmiażdżonych myśli blady sok
krzepnie na gazet blasze.
Spłowiały twarze ciał i dusz,
jak słowa codziennych rozmów,
omotał serca szary tłuszcz,
zdławił uczucie i rozmach.
W żyłach osiada ciężki piach,
wzrok każdy ocieka śliną,
w zdławionych płucach flegma gra,
a ludzie chodzą do kina.
Przy każdym stole strach się tli,
a mętna żarówka krwawi,
przy każdym stole nuda tkwi.
i destyluje nienawiść.
W mroku zaułków krąży dech…
….Gdy pożar miasto ogarnie,
gorzko zapłaczą wszystkie te,
co karmią i są ciężarne.
Źródło: „Żagary”, 3/1931
Ilustracja: Janusz Maria Brzeski, „Grand Hotel”, ok. 1930
Skomentuj