Kurier Warszawski, 13 sierpnia 1920

kurwar13081920

Jady bolszewickie

Powołani do „świadczeń” słowem i piórom: do duchowej i moralnej współpracy z krwawym znojem żołnierza, postrzegamy na samym wstępie, jak bardzo uprzedziły nas pod tym względem siły wrogie. Nad duszą żołnierza polskiego pracował szatan już od lat dwu: miał tam ponoć u siebie kursy i akademie propagandy. Jeśli idzie o pozyskanie umysłów i serc dla „bolszewickiego raju”’, wysiłek ten był na ogół daremny – stwierdzają bo wszyscy, mający najbezpośredniejszą styczność z żołnierzem. Nawet w opanowanych już dziś wypadkach dezercji, odgrywały rolę raczej wszystkie inne czynniki, niżli ideologia bolszewicka.

Ma się wrażenie, jak gdyby tam zdawano sobie sprawę, że szydło propagandy, wyzierające z każdego wierszydła, czy też odezwy, kole tu oczy obcością i że agitacja taka chybia całkowicie. Zrozumiano bodaj li to, że natura polska nie sięga po tę żagiew i nóż, z jaką dzisiejsza duchowość Wschodu gotuje się na ostateczną rozprawę ze „zgniłym Zachodem”. Co więcej: pojęto tam, zda się, że we wszystkich instynktach tej natury jest coś. co się zawsze Wschodowi raczej przeciwstawi. Może największy wieszcz bolszewicki obiecywać odrodzenie ludzkości

„w ogniu świata, w świata krwi
Hospodi błagosław!”

Potworność tego okrzyku odbije się o uszy nasze, przede wszystkim wypotworniałym bizantyzmem. I tym nade wszystko odepchnie i przerazi odczucia nasze. Co tam, u nich, zapala najniższe instynkty, okrucieństwa rodzi, uświęca i sieje, pada tu obczyzną na grunt istotnie obcy. Wschodnie drogi nawet do niższych instynktów ludzkich zawieść u nas muszą.

Mamy jednak do czynienia z wrogiem, który „szybko uczy się języków” – jak to zagrożono Anglii, wskazując jej na świat muzułmański i na Indie. Uczy się szybko i mowy dusz cudzych – w tej dogłębnej i perfidnej znajomości duszy ludzkiej, zwłaszcza jej niższych instynktów, w jakiej celowała literatura rosyjska.

Gdy chybia pozytywna propaganda bolszewizmu, pozostaje jeszcze wszelkiej agitacji strona destrukcyjna. A bywa ona tym skuteczniejsza, im bardziej powstaje w ramach odczuć cudzej, skołatanej duszy.

Szatan czuwający od lat dwu nad żołnierzem naszym, zdał sobie wreszcie sprawę z odrębności natury polskiej i, odłożywszy na razie żagiew i nóż, ukręcił sobie fujarkę smętu i żalu nad biednym żołnierzykiem. Oto gra na niej liche wiersze liryczne o tem: na cóż to cię porwali od „matuli” i od „tatuli”? Bić sic za „plemię szlacheckie” z tymi, którzy tylko spokoju pragną.

Wybitnie rosyjska rytmika tych wierszy, no, i to przeciągnięcie struny łagodności sarmackiej: to „przefajnowanie” minorowych tonów naszej pieśni ludowej, aż do „matuli” i „tatuli”, wskazują tu niechybnie na dwojakie aż źródła radosne tej liryki, po dwakroć nie nasze!…

Te ręce potrafią jednak sięgać i do źródeł naszych, do tradycyjnych sentymentów, do lokalnych wspomnień i tęsknot żołnierza. I tu dopiero powstaje niebezpieczeństwo agitacyjnego jadu.

Jeden przykład wystarczy całkowicie. Zasypują z tamtej strony front nasz nawet i nowelkami. Oto treść jednej z nich:

Na ulicy „Senatorskiej” w gmachu resursy „Kupieckiej” (nazwy wszak tak prawdziwe, a tak umiejętnie dobrane!), na ulicy tedy Senatorskiej, i w resursie kupieckiej, w miejscu tak swojakiem, i że gotowe ono wywoływać tam, w rowach, rzewne aż tęsknoty wspomnienie na placu, w wieczornym świetle latarni tak nastrojowo naszkicowanym, odgrywa się scena, .zrazu tak prawdopodobna, swojska i dzisiejsza, że aż tęsknotom nieomal miła. Zajeżdżają w samochodach nasi senatorowie dzisiejsi, wspominani bez cienia niechęci, a sympatią nieomal, w żołnierskiej zażyłości z ich imieniem. Zajeżdżają jenerałowie Haller, Sosukowski i inni, przybywa naczelnik, posłowie państw obcych z damami itd. Wewnątrz jasno, barwnie i strojnie: damy i rabaty ułańskie, jenerałów mundury, posłów fraki, mowy, toasty itd. I oto u wrót zjawia się nagle żołnierz z frontu w strzępach munduru: pragnie wprost władzy swojej najwyższej złożyć radosny raport o zwycięstwie.

To jawne już nieprawdopodobieństwo fabuły ma przełknąć najniewinniej podbita swojszczyzną, wyobraźnia żołnierza. Ma przełknąć wraz z nią i cały ten nikczemny plagiat – na wspak!…

Ów młody „wiarus” przedziera się jakoby przez warty i lokajstwo, na samym zaś progu sali zostaje spoliczkowany przez żandarma i wyrzucony za drzwi.

Na tej scenie koniec… umiejętny: ani cienia „propagandy”. Ot, powiastka tylko, niby te gazy trujące, puszczona na najwierniejsze szeregi.

Komu ten potworny w celach i środkach plagiat na wspak z „Warszawianki” Wyspiańskiego nie zaciśnie pięści? Ale jest przykład tylko. W ten oto sposób nauczono się tam sięgać do najczystszych krynic arcydzieł i tradycji naszej. A potrafiliby oni i coś więcej: niby wedle tej starej baśni celtyckiej: mózg powalonego wroga z błotem swej ziemi zmieszać, aby berło władania z nich ulepić.

Źródło: „Kurier Warszawski”, 13 sierpnia 1920



Kategorie:Historia, Źródła

Tagi: , , ,

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: