Bój o Warszawę
Według opinii wybitnych przedstawicieli kół wojskowych, bój o Warszawę będzie nieuniknioną konsekwencją rozgrywających się wypadków.
Komedia rozejmowa, inscenizowana przez rząd sowietów od miesiąca, prowadzi właśnie do tego, aby Rosja bolszewicka podczas ewentualnych rokowań z rządem polskim posiadała w swych ręku atut tak poważny, jak opanowanie Warszawy, czyli, jeśli nie zajęcie jej, ku czemu sowiety dążą wszelkimi siłami, to przynajmniej atak na stolicę, aby w ten sposób zyskać większą ustępliwość rządu polskiego.
W momencie tak poważnym jasno trzeba sobie zdać sprawę, czy mamy dość sił, aby się przeciwstawić skutecznie naporowi hord, które od kilku tygodni zbliżają się ku Warszawie. Otóż dziś już można śmiało powiedzieć, że siłę tę mamy.
Liczebnie przewaga jest po stronie wroga. Nie to jednak będzie stanowiło o zwycięstwie. Historia nasza daje nam liczne przykłady, iż Polska umiała zwyciężać wrogów po wielokroć liczniejszych.
Co to jest armia bolszewicka? Przytoczymy tu objaśnienia jenerała E. Rydza Śmigłego w rozmowie z członkami kwatery prasowej w miejscu postoju sztabu armii południowo-wschodniej. Żołnierza bolszewickiego – poza grupami Kozaków – zmusza się do walki przemocą. Wypędza się z chat spokojną, wynędzniałą z głodu ludność, zabiera jej konie i każe iść na front. O oporze nie ma mowy: z tyłu popychają szeregi walczące kulomioty, które bez litości rozstrzeliwują tych, którzy próbują ucieczki. Niejednokrotnie znajdowano po bitwach żołnierzy sowieckich ze śladami kul w plecach i w tylnej części głowy. Jeńcy schwytani lub oddający się dobrowolnie do niewoli jednomyślnie twierdzą, że żołnierz sowiecki jest do walki zmuszany.
Wprowadzono też w ostatnich czasach w wojsku regime bardzo durowy, Istnieje tam obecnie kara śmierci na dowódców i żołnierzy za niepowodzenie. Ten straszliwy terror, nieznany w żadnej armii świata, zmusza nieszczęśliwe zastępy, popędzane do boju, do parcia naprzód. Jeśli się bowiem cofną – czeka ich śmierć niechybna.
Aby zaś zachęcić hordy do walki pozwala się im na rabunek. To prawo rabunku bezkarnego stanowi główmy motyw powodzenia oddziałów kozackich pod wodzą eks-podoficera, obecnie jenerała Budionnego. Po zajęciu pasa Polski etnograficznej zagrzewa się hordy do walki nadzieją obfitego łupu w bogatej Warszawie. I – być może – że rozkaz cofnięcia się z pod murów Warszawy mógłby się krwawo zemścić na głowach dowódców armii bolszewickiej.
Rosja walczy ostatkami sił. W ostatnich tygodniach pobrano do wojska pod przymusem młodzież ze wszystkich okręgów, podległych rządowi sowietów. I to jednak nie pozwoliło Rosji wytworzyć rezerw. Poza pasem frontu istnieje pusta przestrzeń, przez nikogo nie broniona.
Warunki zaopatrywania armii są wprost rozpaczliwe. Na olbrzymiej przestrzeni cofania się armii polskiej zniszczono z rozkazu dowództwa polskiego wszelkie środki komunikacyjne. Wysadzano w powietrze mosty, poniszczono tory kolejowe. Na to, aby zniszczenie naprawić przy sprawności technicznej i istnieniu zorganizowanej dobrze pracy, potrzeba lat całych. Przy obecnych wyczerpanych i bardzo zdezorganizowanych siłach bolszewickich, przywrócenie komunikacji może być dokonywane jedynie bardzo prowizorycznie. O dowozie więc żywności mowy być nie może. Pozostaje zaopatrywanie się na miejscu.
Żołnierz rosyjski walczy w warunkach coraz gorszych. Znalazł się na terenie obcym i wrogim. Na jakąkolwiek pomoc ludności miejscowej żołnierz ten liczyć nie może. Forsownym marszem i ciągłymi atakami żołnierz bolszewicki jest zmęczony. Pragnie wreszcie spokoju i wypoczynku. Brak mu wszystkiego: ubrania, bielizny, obuwia, żywności. W warunkach bardzo ciężkich jedynie przymus pcha go do walki.
Przeciw sobie zaś posiada żołnierz bolszewicki armię walczącą dla idei, ożywioną najszczytniejszymi hasłami obrony własnej ziemi i własnej wolności. Żołnierz nasz, jak to mieliśmy możność stwierdzenia na linii frontowej, jest zmęczony ciągłymi walkami, lecz nie skarży się i nie upada na duchu. Na pomoc idą mu zastępy armii ochotniczej, ci zatem, co z własnej woli i czystego serca służenia sprawie narodowej idą z bronią w ręku do szeregów. Zastępy ochotnicze umocnią ducha w tych szeregach, co już blisko dwa lata walczą z całym zapałem, i wniosą świeży zapas energii.
Jeszcze niedawno, gdyśmy doszli do wniosku, iż dla zakończenia walki konieczna jest pomoc państw sprzymierzonych, wysuwało się zagadnienie pomocy w materiale ludzkim. Dziś wiemy, iż w tym zakresie nie możemy liczyć na pomoc. Nie powinno nas to jednak niepokoić.
Przytoczmy tu słowa szefa sztabu jeneralnego, jen.-por. Rozwadowskiego, który na zebraniu prasowym oświadczył, iż sił mamy dosyć, należy je tylko uruchomić. Tego samego zdania jest dowódca 6-ej armii, jen.-por. Iwaszkiewicz, który twierdzi, iż mając dwie nowe dywizje – przy pomocy jedynie technicznej ze strony ententy, jest pewny zwycięstwa. W tym zaś względzie jen. Iwaszkiewicz żywi jak najlepsze nadzieje co do udziału w dalszej walce sił ochotniczych. Ostrzega jednak wódz 6-ej armii, iż nie trzeba popełniać tak częstego wśród Polaków błędu, aby nie doceniać sił wroga, przeceniać zaś siły własne. Walka łatwa nie będzie. Stolicę uda się obronić, ale tylko przy zbiorowym i istotnym wysiłku wszystkich sił, które do walki pociągnąć można.
Warszawa dotychczas – sarkastycznie lecz słusznie stwierdził jen. Iwaszkiewicz – nie wiedziała, że Polska prowadzi wielką i trudną wojnę. Warszawa zbyt mało się tą wojną, prowadzoną na odległych terenach, interesowała. Żołnierz na froncie nie czuł, iż ma za sobą całe społeczeństwo. I ten anormalny stosunek zaważył tu na szali.
Ale dziś Warszawa się zmieniła. W ciągu miesiąca zaledwie zanikło hulaszcze, puste życie stolicy. Oblicze miasta spoważniało. Pozostał jeszcze trąd straszliwy w postaci wyzysku pewnych sfer ludności, dla których każda, najgroźniejsza nawet dla kraju chwila, jest jedynie tłem do nabijania sobie kieszeni. Ufamy jednak, iż rząd nasz, mając poparcie społeczeństwa, potrafi zdobyć się na wyjątkowe zarządzenie, aby ludność od wyzysku uchronić.
Powinniśmy więc należycie sytuację oceniać. Przede wszystkim nie mieć złudzeń co do dobrych zamiarów rządu sowieckiego. Nawet rozpoczęcie układów nie zapewni nam bezpieczeństwa. Pozostawmy więc ewentualne układy naszej dyplomacji, sami zaś wytężmy wszystkie siły, aby w każdej chwili móc do obrony stolicy stanąć z męstwem, sercem czystym i mocnym przekonaniem, iż musimy zginąć lub zwyciężyć. Gdy się wola nasza w jedno ognisko zwycięstwa zestrzeli, nie wejdzie wróg w bramy stolicy.
Źródło: „Kurier Warszawski”, 14 sierpnia 1920
Skomentuj