Artur Sandauer o Witoldzie Gombrowiczu [1965]

Artur Sandauer i Kazimierz Dejmek, sesja „Marzec 1968”, Uniwersytet Warszawski, Audytorium Maximum, Warszawa, 1981, fot. Janusz Fila

„Musimy” – doradza Gombrowicz krytykom – dojrzeć poza dziełem człowieka”; trzeba, aby książka wyrastała nam […] z czyjegoś przeżycia”. Słuszność tej uwagi potwierdzi się, jeśli spróbujemy uchwycić sens korektur, jakie on sam wprowadził do nowej edycji „Ferdydurke” (Warszawa 1957). Z notatki wydawniczej dowiadujemy się, że zmiany te – poczynione jeszcze w przekładzie hiszpańskim w 1947 roku – przenosi obecnie do tekstu polskiego i że – prócz drobniejszych poprawek w części pierwszej – przerobił gruntownie „Przedmowę do Filidora dzieckiem podszytego”. Otóż nie sposób ich wyjaśnić bez odwołania się do biografii. Jeśli pominąć mianowicie owe „drobniejsze poprawki”, mające uprzystępnić publiczności argentyńskiej niezrozumiałe aluzje literackie, to „Przedmowa do Filidora” przynosi element całkiem nowy. Porusza ona mianowicie „najbardziej fundamentalny – zdaniem autora – ze wszystkich problemów stylu i kultury”. Wygląda on, jak następuje:

„Wyobraźcie sobie, że bard dorosły i dojrzały, pochylony nad papierem tworzy […], lecz na karku umieścił się mu młodzieniec lub jakiś półinteligent półoświecony, albo dziewczę młode […], lub jakakolwiek istota młodsza, niższa lub ciemniejsza – i oto istota owa, ten młodzieniec, dziewczę czy półinteligent, czy wreszcie inny jakiś mętny syn ciemnej ćwierćkultury rzuca się na jego duszę i ściąga ją, zwęża, ugniata łapami i, obejmując ją, wchłaniając, wsysając, odmładza ją swą młodością, zaprawia swą niedojrzałością i przyrządza ją sobie na swą modłę, sprowadzając na poziom swój – ach, w swoje ramiona!” Toteż, gdyby ów bard, „odchodząc od biurka, spotkał przypadkiem młodzieńca lub półinteligenta, już nie klepałby ich protekcjonalnie, dydaktycznie i pedagogicznie po ramieniu, lecz raczej w świętym drżeniu zacząłby jęczeć i ryczeć, a może nawet padłby na kolana!”

Aby uzasadnić wprowadzenie tego ustępu, należy sięgnąć do opowiedzianych w „Dzienniku” przeżyć z pierwszych lat argentyńskich – do sprawy Retiro. Jest to portowa dzielnica Buenos Aires, rodzaj lunaparku, który ściąga tłumy żołnierzy i marynarzy. Tak to zarzuca Gonzalo sieci na Ignasia. Tam – opowiada pisarz – spotykał się co wieczór z gronem „mężczyzn zakochanych w mężczyźnie bardziej niż jakakolwiek kobieta […]; co wieczór zanurzał się w odmętach ich szału, ich nabożeństwa, ich konspiracji rozlubowanej i udręczonej, ich czarnej magii”.

„Nie szukałem – zastrzega się – w Retiro przygód erotycznych”, jako że „nigdy z wyjątkiem sporadycznych przygód w bardzo młodym wieku, nie byłem homoseksualistą”. Niemniej faktem jest, że w Retiro kuszą go jedynie chłopcy, przeważnie „przeraźliwie głodni – spoglądający przez szyby restauracji na starszych, którzy mogą się najeść…”. Z tymi to argentyńskimi „parobkami” usiłuje „się bratać, jak niegdyś Miętus z Walkiem. Nie dość na tym! Z poczuciem wyższości – jak u Miętusa – kojarzy się potrzeba ekspiacji, pragnienie, aby sprowokować jedną z tych „istot niższych” do gwałtu – pragnienie bodaj czy kiedykolwiek zrealizowane, gdyż definitywnemu jego zaspokojeniu staje na zawadzie – wstyd.

Erotyka ludzka przybiera na ogół kształt ostateczny między czternastym a szesnastym rokiem życia. Bywa jednak, że okres dojrzewania przeciąga się znacznie dłużej. „Ferdydurke”, dzieło trzydziestolatka, to książka młodzieńczo dwuznaczna: równocześnie homo- i heteroseksualna, młoda i dojrzała. Jeszcze w pierwszych latach argentyńskich pisarz ma wygląd „całkiem młodego chłopca”, jakby czekał na Retiro, by dopiero tam się ujednoznacznić. Zwróćmy bowiem uwagę, że jeśli sama obsesja zgwałcenia pojawia się w jego twórczości od pierwszej chwili, czyli stanowi w niej rodzaj niezmiennika, to zmienny jest wiek gwałconego: ewoluuje on mianowicie wraz z wiekiem autora. Innymi słowy, dopiero w latach Retiro kompleks przybiera charakter jednoznacznie „pedomasochistyczny” – „miłości zakazanej i hańbiącej, rzucającej […] mężczyznę na kolana przed chłopcem”.

„W okresie tym uwielbienie młodości znajduje uzupełnienie we wstręcie, jaki budzi w nim wszelkie starzejące się – także i własne – ciało. Z „pedomasochizmem” kojarzy się więc jakiś „gerontosadyzm”, którego literackim wyrazem jest – znany nam z „Trans-Atlantyku” – motyw ojcobójstwa. Morderstwo Ignasia na sędziwym Tomaszu, w czym widzieliśmy poprzednio symbol obalenia tradycji, ma więc jeszcze sens inny: jest to ofiara, którą na ołtarzu młodości składa Izaak z Abrahama. Naczelnym hasłem tej – coraz bardziej grzęznącej w erotycznej monomanii – twórczości jest: „Zabić starszego pana!” Tak właśnie – bo zabójstwem aż dwu „starszych panów” – kończy się najnowsza powieść Gombrowicza pt. „Pornografia”.

Źródło: Artur Sandauer, „Zebrane pisma krytyczne”, Tom 1, Warszawa 1981



Kategorie:Artykuły, Źródła

Tagi: , ,

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: