Modra korona, wiśniowy pień, brzęczenie zielonych szyszek.
Gdzieś po komnatach zaszemrał wiatr: zakochanych pozdrowić ktoś przyszedł.
Gdzieś o zmarłe struny potrącił – słychać ich pogłos liczny…
Oto i styczeń pędzi-nadchodzi, szalony jak elektryczny.
W puch i proch ciebie wszyscy zdobili. W służbie wytrwali i wierni.
W trąby z tektury donośnie trąbili, niczym do czynu wiedli.
Nawet zdołano uwierzyć na mgnienie (o naiwności serdeczna):
że tamtej niewiasty cudowne wejrzenie zachowała twa próżność odwieczna.
W chwili rozstania, w godzinie rachuby, w dniu usychania niedzieli
czemu znienacka pragną twej zguby? Czyżby rozumu nie mieli?
Jak trele słowicze – upajający, jak grenadierzy dumni,
gdzie teraz ukryli swe wierne ręce adoratorzy tak tłumni?
Zamiast się złączyć – czas w ręce ująć, wspólne rozpocząć staranie.
Ale znów koła zaczęły się toczyć: jakże jest trudne rozstanie!
Ale ponownie pośpiech się zbliża. Czas – swoje własne ma sędzie.
Oto w pośpiechu zdjęto cię z krzyża, i zmartwychwstania nie będzie.
Jodełko, Jodełko – jelonku mój trwożny, chyba na nic twój cały wysiłek!
Tamtej niewiasty kontur ostrożny zagubiło igliwie siwe!
Jodełko moja – w Pasyjkę na krwi zastyga twój zarys niknący,
jak gdyby zdziwionej miłości stygmat, rozbłysłej, wyczekujące
Tłumaczenie: Joanna Salamon
Źródło: „Życie Literackie”, 1/1969
Piękne.
Jest bardziej muzyczne tłumaczenie na język polski i moim zdaniem lepsze w wykonaniu Jandoran na youtube.