Zamieszkasz w drewnianym domu i dobrze ci będzie w nim.
Pudło z sosnowych belek. Na belkach żywiczne sęki.
Las pod werandę podejdzie na wyciągnięcie ręki.
Wieczorem w niebieskie smugi na polu ułoży się dym.
Jak dym znad łąki nad ranem płynie puszysta mgła.
Świat jest polaną widoczną przez oczy z mętnego szkła.
W dzień tęcza staje przed gajem. Nie pójdzie na ciebie wprost,
Odejdzie za drzew zasłonę nad sosny rzucony most.
Z tego, że wszystko jest bliskie i można wszystko ogarnąć,
Powstało pojęcie ojczyzny, a z tego, że są rzeczy dalsze,
Powstały inne pojęcia, smutniejsze i doskonalsze,
Które tym jaśniej świecą, im głębsza naokół czarność.
Mgła. Dymy. Chmury. Obłoki. O nocy, gdy jesteś pogodna,
Czy po to płynie nad nami zamętów mlecznych rzęsistość,
Żebyśmy, patrząc w te drogi i wierząc w sfer przezroczystość,
Nie mogli nigdy wyczerpać swej głębi spojrzeniem do dna?
Co w dzień jest grzbietem polany — w noc dnem jest strasznego leja,
Nad którym świeci, już nie wiesz: pustynia, sen czy zawieja.
Z drzew cień i szelest wyrasta i nietoperzy pogoń,
A w ludziach jest ciemna miłość i ona chroni przed trwogą.
Drapieżna i czuła, tragiczna. Na próżno wzywasz jej imię,
Daremnie rzeźbiłeś kształt jej w postaciach zwierząt i kłączy,
Bo miłość wiąże nas z sobą, a duch nasz się nigdy nie złączy,
Choć miłość, tak samo jak duch nasz, rozwiana jest w gwiazdach i dymie.
Źródło: „Skamander”, listopad 1935
Skomentuj