To zwierciadło przedłużyło ciebie o złudzenie,
wyzwolona od siebie stałaś i bardziej prawdziwa.
To tylko załamane w twych oczach
po raz pierwszy nie zapadło się niebo.
Kiedy usta spadły na usta,
tafla lustra zmartwiała parą oddechu.
To woda świat podwoiła o świat.
Wywrócone wierzby gałęziami do dna
kołysały po równi obłoki i ryby.
Nie zamkniesz nieba w czółna drżących dłoni,
bo spłynie strugą wodną.
Tylko trzciny przełamane na granicy powietrza i toni
rosną na ukos od dna.
To każda noc rozrastała się snem,
opływała ławicami ryb,
unosiła ptactwa gromadami.
Śnięte ryby w ptaki przemieniane święte
przenikały przez ściany.
Ja nie – ja zwielokrotniony o tysiąc
zasypany zimnymi łuskami
rosłem nieruchomo w krzyk.
To poprzez taflę zwierciadła
ogarnął mnie podwojony świat
rzeką snu.
Źródło: „Pion”, 28/1935
Skomentuj