Do siebie samej w latach późnych
na czas młodości odchodzącej
piszę i dziś już tworzę w sobie
pogodną zgodę na te lata
gdy pocałunki innym ustom,
gdy pocałunki młodszym ustom,
gdy radość, gniew i ból miniony
jawnie zapiszą się na twarzy,
kiedy dla ręki poręcz schodów
stanie się coraz potrzebniejsza.
Nadejdzie wtedy wielka próba
życia wśród młodszych towarzyszy.
Już dzisiaj na nią myśli zbieram
nierdzewiejące z biegiem lat.
Bo jeśli w próbie tej upadnę
jak kamień w przepaść i samotność –
będzie to wina mej młodości,
próżnej widocznie i samotnej.
A jeśli w próbie tej zwyciężę,
nieopóźniona pójdę dalej,
będzie to znaczyć – w czas młodości
nie opóźniałam kroków swych.
Chcę umierając dzielić przyjaźń
z młodą medyczką komunistką
jak rówieśnica z rówieśnicą.
Niech przyjaźń siły jej pomnoży,
Bo kiedyś ona – właśnie ona –
wpatrzona w pole mikroskopu
zada ostatni cios chorobie,
która wstrzymała oddech mój.
Źródło: „Życie Literackie”, 6/1951
Skomentuj