29 sierpnia
W pociągu. Jeszcze Finlandia. Nowe, sowieckie, wielkie zielone wagony, przedziały na dwie osoby, radio, stolik, staromodne ozdoby, firaneczki, perski dywan pokryty zielonym chodnikiem. Herbata i biszkopty. Fińscy robotnicy kolejowi patrzą na ruszający pociąg, raczej nieprzyjaźnie, jak mi się wydaje.
Temperatura w wagonie tylko 16-17°C, czyli 61°F. Granica: Podwójny rząd kolczastego drutu, wieżyce strażników. 7 wieczór. Jestem w Związku Sowieckim. Młody żołnierz MWD wziął mój paszport, drugi zapisał gotówkę. Bagaż mój nie wzbudził specjalnego zainteresowania. Natomiast strażnik szukał czegoś pod ławką…
Postój w Łużajce. Wielkie ukwiecone napisy po fińsku i rosyjsku: „Wsiemu miru mir”, „Żyjemy w wieku, w którym wszystkie drogi prowadzą do komunizmu”. Krępy oficer w obszernym płaszczu stoi na peronie, po czapce poznaję, że MWD.
Wyborg – monumentalna stacja pełna chłopstwa. Radio bębni przemówienie o ukraińskim poecie, którego rocznicę właśnie się obchodzi.
30 sierpnia
Cały dzień spacer z X. Pierwsze zdjęcia biednego tłumu na ulicach. Przyjechałem do Leningradu o północy. Przedstawiciel Inturista nie zjawił się na czas, wędrowałem więc sam przez tłum na stacji. Hotel wielki i staroświecki. Pokój obszerny, łazienka staromodna.
Spotkałem dwóch studentów. Jeden należy do Komsomołu, drugi wyrzucony. Porównywaliśmy dwa systemy i jeden z nich zauważył, że jego zdaniem kapitalizm jest bardziej postępowy niż komunizm. Ojciec jego jest dyrektorem instytutu. Obaj nie wierzyli, aby Beria był szpiegiem brytyjskim, śmieli się, gdy powiedziałem „Bucharin wreditiel”. Rząd nie pozwala podróżować za granicę, bo by ludzie widzieli, o ile lepsze tam życie. Zapytywali mnie, czy jestem Republikaninem czy Demokratą, czy gazety nasze drukują kłamstwa o Związku Sowieckim, itp.
Wieczór na sztuce Priestleya. Specyficzny odór w teatrze. Potem Park Kultury, dużo dziewcząt szerokobiodrych, żołnierzy i oficerów. Entuzjazm, gdy muzyka gra jazz. Galeria portretów i haseł politycznych, nikt na nie nie patrzy.
31 sierpnia
Rano twierdza Piotropawłowska, dawne więzienie, cele, napisy.
Rozmowa ze studentami o różnicy zdań między Malenkowem a Chruszczowem. Twierdzą, że to mało kogo obchodzi, bo i tak nie może się mieć na to wpływu. Dałem im Orwell’a i Sagan. Jeden mówił, że musimy uważać, czy ktoś nas nie śledzi. Wspomnieli o znajomym, którego ojciec obecnie powrócił, zwolniony z więzienia po dwudziestu latach. Czytali LOOK i chcieli więcej takich wydawnictw. Skarżyli się na biurokratyzację: mówią, że słyszeli iż w francuskiej fabryce pracuje 300 robotników, 12 inżynierów i 2 osoby personelu; w Rosji zaś 300 robotników, 12 osób w zarządzie a 3 inżynierów. Twierdzą, że istnieje znaczne sezonowe bezrobocie.
Po południu rendez-vous w instytucie. Profesor, który miał mnie spotkać, nieobecny – mimo uprzedzenia przez telefon. Drugi nie umiał wskazać nikogo – kto mógłby go zastąpić. Metro imponujące. Wstąpiłem do Muzeum Antyreligijnego w dawnym Kazańskim soborze. Patrząc na jakiś eksponat wskazałem nań sąsiadowi z uśmiechem. Młody, źle ubrany. Popatrzył i powiedział „irunda” – co znaczy „nonsens”.
Zaczęliśmy rozmowę, ale gdy spytałem, ile kosztuje jego płaszcz deszczowy, odpowiedział „cicho, nie tutaj”. Wyszliśmy razem i wtedy wymienił 400 rubli ($100), a wskazując jednocześnie na grupę mężczyzn w skórzanych kurtkach dodał „to tajna policja”. Ktoś lepiej ubrany podszedł do nas i zaczął. mówić po angielsku, drugi podszedł i przystanął koło nas. Pierwszy zachęcił mnie, aby go spytać, czy mówi po angielsku, zrobiłem to (po angielsku), na co odpowiedział po rosyjsku, ze źle mówi po angielsku. Jak jednak zrozumiał? Ale odszedł.
Dwaj chłopcy zagadnęli mnie, o nasz poziom życia w Ameryce, mówili, że nikomu nie podoba się kolektywne rolnictwo. Jeden z nich jednak dodał, że nie należy do Komsomołu, bo nie chce być wysłany na pracę w dziewiczych terenach. Wskazał na milicjantów „teraz widzi się ich mniej, noszą częściej cywilne ubrania, bo ludzie więcej mówią teraz”. Przystanęliśmy chwilę przed hotelem, ale jeden z nich czuł się widocznie nieswojo, bo ciągle szeptał drugiemu „poszli, poszli”.
Wieczorem spotkanie ze znanymi już studentami i jednym nowym. W dużych okularach, z czapą nasuniętą na oczy. Woleliby raczej nie być w restauracji, proponują pokój jednego z nich. Niedaleko, za rogiem. Szliśmy z dziesięć minut, potem taksówka pod front kamienicy. Weszliśmy do suteryn, potem podwórzem na drugą ulicę, wreszcie na drugie piętro do mieszkania. Chłopak mieszka w jednym pokoju z siostrą, rodzice z drugą siostrą w drugim. Rozmowa przy winie o układzie społecznym, antysemityzmie, równości tu, a w Stanach; z początku twierdzili, że w Sowietach nie ma klas, lecz następnie zmienili zdanie, dyskutowali między sobą, czy za zbrodnie w przeszłości ponosi odpowiedzialność Stalin czy system, nie bardzo wiedzieli, jakiego właściwie ustroju życzyliby sobie, nie byli pewni, czy istnienie dwu partii jest pożądane. Malenkow – karierowicz, nie tak popularny jak Trocki czy Bucharin w swoim czasie. Wszystko co chcieliby mieć dzisiaj, to tylko lepszy poziom życia. Antysemityzm – to kozioł ofiarny na ciężkie czasy. Żukow politycznie bez znaczenia, rola partii o wiele ważniejsza, a policji zmniejszyła się. Wszyscy wydawali się bardzo podnieceni a zarazem radzi z tej rozmowy. Powiedzieli, że to po raz pierwszy między sobą tak rozmawiali. Na odchodnym okazało się, że ojciec (dyrektor fabryki i wyższy członek partii) słyszał ją z drugiego pokoju i orzekł, że to wszystko „kleweta protiw partii”.
Późniejszym wieczorem jeszcze jeden rozmówca w kawiarni „Siewier”, mechanik, czyta tylko pisma sowieckie „równie dobre, jak zagraniczne”. Oświadczył, że różnorodność opinii I wolna prasa nie są potrzebne w proletariackiej demokracji.
1 września
Zwiedziłem Ermitaż. Wspaniała kolekcja francuska. Również obrazy i sztychy, wywiezione z Polski. Obiad z B. poza hotelem: 57 rubli za dwie osoby. Na ulicy zaczepienie przez młodzieńca: „Przepraszam, z jakiego wy kraju? Czy macie coś na sprzedaż? Nic? to do widzenia”. Wszystko to po angielsku. Kapitalizm zakrada się! …
Wieczorem komedia muzyczna „Rozlało się morze szeroko”. Sala wielka, klasyczna, siedzę obok wyższego oficera. Przede mną zgrabna dziewczyna kłócąca się ze swym towarzyszem, porucznikiem lotnictwa. Wychodził dwa razy, wrócił pijany, w końcu zabrał się i zostawił ją samą. W czasie pauzy wszyscy spacerują parami, w regularnym kole naokoło ochłodzonej sali. Przed przedstawieniem przemowa o demokratycznym charakterze sowieckiego teatru i jak trzeba gorliwie przygotowywać 4o-tą rocznicę rewolucji. Treść komedii: patriotyczna ze zdemaskowaniem kobiety-szpiega niemieckiego.
Piechotą przez ulice: koszule męskie w oknach 130-200 rubli, kombinacje damskie 280 rubli.
2 września
Jazda do Pietrodworca (dawny Peterhof), sam w wielkim ZIM’ie, dostarczonym przez Inturista. Letnia siedziba carów, statuy, fontanny, parki. Dużo zwiedzających, żołnierze, oficerowie, gapią się na mnie z ciekawością. Robiąc zdjęcie postawiłem nogę na ławce. Jakiś mężczyzna podszedł do mnie i rzekł ostro: „I kto teraz tu będzie siedział po was?” Rozmawiam ze spotkanym mechanikiem, Żyd, bardzo dumny, że walczył z nazistami. Opowiada o obronie Leningradu. Zarabia 1300 rubli na miesiąc. Twierdzi, że panuje duży antysemityzm i że Stalin dodał Moskalom bodźca którego potrzebują. Pani Myerson dała Stalinowi listę osób, które chciały opuścić Sowiety i Stalin obiecał „zaopiekować się” nimi. Zrobił to, aresztując wszystkich. Chwali amerykańskie wozy: postęp swój zawdzięczają Stany inicjatywie i rywalizacji. Chciałby zwiedzić zagranicę, gdzie jest inne życie. „Gdyby tylko była swoboda” wzdycha. Eisenhower popularny jak i Żukow, jego „przyjaciel”. Kirow był bardzo popularny, zawsze chodził piechotą do pracy – nie jak obecni leaderzy. Zapytany o Chruszczowa zaśmiał się tylko. Zapytał mnie z kolei o Murzynów, wybory, czy Ike jest bardzo bogaty, o Suez. Powiedział, że Prospekt Stalina został ostatnio przemianowany na Moskiewski.
Po drodze: podwórza domów pełne drzewa na opał. Oficerowie wyróżniają się ubiorem.
3 września
Wczoraj wieczorem jeszcze dwóch gości w restauracji. Jeden dowodził, że jest pochodzenia polskiego, lecz nie mógł wysłowić się poprawnie. Drugi Rosjanin. Ojciec pierwszego był ponoć na stanowisku w Polsce po wojnie. Rozmawialiśmy o warunkach w Polsce, mówił, że „bardzo złe”. Zapytywali mnie, czy Stany dotychczas odsyłają z powrotem, jeśli ktoś ucieknie na Zachód.
Zwiedzanie uniwersytetu. Jeden ze studentów pokazał mi swe notatki o marksizmie-leninizmie. Żalił się, że musi za tydzień wyjechać na miesiąc pomagać przy żniwach, „tu partia rządzi wszystkim”. Jeśliby odmówił, straci stypendium, ewentualnie może nawet zostać usunięty z uniwersytetu. Ubóstwia jazz. Na uniwersytecie przeważnie techniczne wydawnictwa z Ameryki, lecz także kilka numerów New York Times’a.
Znajomy student zaprosił mnie do swego pokoju. Ojciec, podobno dyrektor fabryki, zarabia przeszło 10 000 rubli miesięcznie. Nastawił dla mnie swe płyty z jazz’em, mizerne nagrania na plastyku (robota domowa), pół muzyki, pół trzasku. Ofiarowywał się nawet sprowadzić jakąś dziewczynę! Zapytywał czy poznać po ubraniu, że jest Rosjaninem. Przechowuje z nabożeństwem stary numer „Ebony” (ilustrowane pismo Murzynów amerykańskich) – coś z Ameryki …
Studenci bardzo nędznie ubrani. Wykłady zaczynają się dzwonkiem. Na kursach politycznych nie ma żadnych skryptów. Tylko wykład.
Szofer spierał się ze mną o odciski palców w Ameryce i obawę przed gośćmi z Sowietów. Incydent sklepowy z sowiecką atletką w Londynie uważa za prowokację.
Tura po mieście autem z przewodnikiem (kobieta w średnim wieku); znała wszystkie daty, fakty, wagi i wymiary pomników, etc. Widziałem Instytut Smolny, stadion Kirowa, domy wypoczynku, nowe domy na Moskiewskim Prospekcie – trudno je odróżnić od starych. Przewodniczka była dumna ze wszystkiego, zapowiedziała na końcu, że obecnym hasłem jest prześcignąć plan 5-letni.
4 września
6 wieczorem. Jestem w Moskwie. Hotel National; balkon i widok wprost na Plac Czerwony, mauzoleum i Kreml. Przyjechałem „Czerwoną Strzałą”, wygodny przedział sypialny na dwie osoby. Towarzyszka-kobieta, sekretarka Związku Zawodowego. Podróżowała zagranicą. Dumna z osiągnięć. Rano dołączyła się jej przyjaciółka, bardzo zaciekawiona Ameryką, choć ta druga ją mitygowała. Omawialiśmy dlaczego Amerykanie dopiero teraz tu przyjeżdżają. Była zdania, że hotele nie były przygotowane na przyjęcie turystów, ale że Stalin nie miał z tym nic wspólnego. Zamilkła, gdy ją spytałem, czy nie zgadza się z ostatnimi rewelacjami Chruszczowa.
5 września
Wczoraj w ambasadach. Wieczór obiad ze znanym dziennikarzem. Dzisiaj muzeum na Kremlu. Skarby carskie, szaty, kielichy, ikony. Rano spacer z X. Wyglądało, po raz pierwszy, jakbyśmy byli śledzeni. Potem konferencje …
Po południu wystawa Rolnicza i Budowa Maszyn. Robi wrażenie. Wieczorem balet tatarski „Szurale”. Dobry i wspaniała wystawa.
6 września
Obiad z Dr. White’em. Bierze udział w Kongresie Kardiologów. Przyjmowany owacyjnie. Wcześniej konferencje w instytutach.
Rano po śniadaniu w restauracji hotelowej przysiadł się młody Rosjanin, przedstawiając się tylko, jako „ruski Iwan”. Ubrany biednie; zaczął, jak zwykle, jak to znacznie lepiej będzie w przyszłości, jak wojna wszystkiemu winna, że nie rozmawiałby tak swobodnie trzy lata temu. Dodał ze smutkiem, że podróż jedynie do Bułgarii kosztuje 2000 rubli, więc nigdy nie będzie w stanie odwiedzić Ameryki. Miałem godzinną rozmowę telefoniczną z rosyjskim naukowcem. Bardzo wygadany i otwarty: „system nasz”, mówił, „zbliżony jest do tego, który opisywali Grecy – dublowanie struktury rządowej przez lokalnych satrapów. W Ameryce operujecie przestarzałym materiałem: kołchoźnicy już nie kwestionują kolektywizacji. Oczywiście i u nas wielu ma przestarzałe wyobrażenia o Ameryce… Zgadzam się, że potrzebujemy decentralizacji”. Zwrócił mi uwagę na podejrzliwość w Sowietach w stosunku do cudzoziemców. Zobaczę to, gdy wyjadę poza Moskwę i zacznę fotografować jakąkolwiek studnię. Zaraz znajdzie się stara baba, która pomyśli, że zamierzam wrzucić do niej bombę bakteriologiczną.
Zwiedziłem mauzoleum. Długie ogonki na zewnątrz, ale nas stawiają na początku kolejki. Wchodzi się powoli, w eskorcie MWD. Wewnątrz mrok. Dwie kondygnacje schodów w dół. Powietrze chłodzone. Dwie trumny, pierwsza Lenin, druga Stalin. Lenin nie wygląda realnie, Stalin tak, ale starszy i mniej ma włosów, niż na portretach. Także twarz, jakby większą.
Wieczorem: w restauracji z czterema studentami. Krytykują brak wolności, podróży, niski poziom życia. Zwolnieni ze służby wojskowej jako studenci. Przekonani, że Amerykanie zaczęli wojnę koreańską. Mołotow popularny – nie kanciasty i nie wulgarny. Jeden wspominał o rasowych zaburzeniach w Kazachstanie. Drugi należy do Komsomołu, inny nadmienił, że to wiele nie znaczy. Mieszka razem z matką w jednym pokoju : płacą 45 rubli na miesiąc. Ormianin – nienawidzi Gruzinów.
7 września.
Zrobiłem zdjęcia małych chłopców przed mauzoleum. Jeden wskazał na mnie i krzyknął „stiliaga”.
Po różnych wizytach bylem w GUM: wielka hala z przejściami po bokach na drugim piętrze. Friżidery (model amerykański z roku 1930): 2.000 rubli.
Kobiety rzadko używają tu lipstick’ów.
Po południu w nowym uniwersytecie. Okazały gmach marmurowy z wielkimi audytoriami, etc. Bogato wyposażony. Pokazują mi pokoje mieszkalne, przy czym przewodnik podkreśla, że każdy zajęty jest tylko przez jednego studenta. Wnętrze pokoi nieco podniszczone, tynk opada.
Wieczorem obiad z dwoma inżynierami. Przyjechali spoza Moskwy. Jeden z nich członek partii, drugi nie. Rozmowa schodzi wkrótce na Amerykę i Sowiety. Odpowiadam na ich pytania o rynek pracy, zarobki, istotę społeczeństwa. Staram się dowieść, że każda generacja ma prawo do przyzwoitego życia, nie tylko przyszłe pokolenia. Komunista dowodzi, że pracują dla przyszłości z altruizmu. Zagadnąłem go o pogląd Malenkowa, czy sądzi, że on myśli kategoriami kapitalizmu? Drugi żywo przytakuje: „charaszo gaworite”. Na to komunista: jeśli pan jest przedsiębiorcą w Ameryce, może pan zwolnić mnie z pracy, gdy się panu moja twarz nie podoba. Wyjaśniam znaczenie Związków Zawodowych i strajków. Pyta jak podobają się w Ameryce leaderzy sowieccy. Gdy mówię mu, że Chruszczow robi wrażenie niezbyt kulturalnego, zrazu oponuje. W końcu, gdy obaj z drugim towarzyszem wspominamy o upijaniu się, ustępuje, podnosi natomiast, jak doskonały jest Mołotow.
8 września
Lot do Odessy przez Kijów. Stary samolot, w połowie towarowy . Na lotnisku wnukowskim widzę nowy transportowiec TU- 104. odlatuje do Irkucka. Wspaniały okaz o łagodnym starcie. Loty są podobno na razie nieregularne. Rozkładam trochę starych dodatków ilustrowanych do New York Times’a, pasażerowie proszą o pozwolenie przeglądnięcia.
Postój w porcie lotniczym Kijowa. Toalety oznaczone: „Lady’s room” i „Man’s room” po angielsku (w ten sposób). Krzyki i zamieszanie przed odlotem, bo brak jednego pasażera. Pilot nastaje na odlot i w końcu kogoś załadowują. Na lotnisku byłem zapędzony do specjalnej jadalni, podobnie jak we Wnuko- wie, gdzie mi też dano oddzielną poczekalnię.
Odessa: przylot o 6-ej p.m. Hotel na wprost morza. Lepszy wygląd ludzi, miasto dość zrujnowane. Pokój duży, restauracja przepełniona, ale nie czekam, bo stolik zarezerwowany.
9 września
Autem dookoła miasta: park kultury, morze, pałac Woroncewa (teraz Pionerzy), uniwersytet (w sali wejściowej trzy cytaty z Chruszczowa, jedna z Lenina), rynek kołchoźny, plaża i dworzec kolejowy, zbudowany w 1952 (byłem przekonany że w 1902 roku!), odwiedziłem kościół katolicki (nie było nabożeństwa, parę osób modlących się) i prawosławny (trzech starych popów odprawiało mszę), przeważnie kobiety i to stare, tylko dwie młode. Jedna, jak na poziom sowiecki, ubrana dobrze.
Po południu: sowchoz, dobra ziemia, dużo kukurydzy, Jeszcze jedna plaża i muzeum obrony Odessy (interesujące, dużo broni, zdobytych sztandarów, itp.). Mój szofer i przewodnik oczarowani amerykańskimi „magazynami”, pokazują je drugim.
Wieczorem: siedziałem na bulwarze nadmorskim. Towarzysz mój poprosił kogoś o zapałkę i zaczęła się rozmowa. Wkrótce ktoś przeszedł na tematy polityczne i zebrał się tłum. Około 100-150 ludzi otoczyło nas, siedząc, stojąc, nachylając się prosto w nasze twarze. Pytali nas czy zgadzamy się z krytyką socjalistów francuskich sowieckiego systemu. Wskazaliśmy na nierówność którą się tu widzi, kilka osób natychmiast odeszło. Inni zaczęli o kapitalizmie. Mamy tu tylko dwie klasy, twierdzili. Dwa typy w tłumie: przyjaźni i ciekawi z jednej strony, oporni i nieco agresywni z drugiej. Całą procesją szli za nami do hotelu.
Później wieczorem: piękny statek „Lensowiet”, kabina luksusowa. Zbudowany we Wschodnich Niemczech, ubiegłego roku. Spotykamy na pokładzie członka partii, bez trudności przyznaje że w Sowietach istnieją nierówności społeczne. Mówiłem też z młodym marynarzem zaciekawionym życiem w Stanach i raczej rozgoryczonym życiem tutejszym. Pienił się na prasę.
10 września
Ranek na pokładzie. Megafony ogłaszają pouczenia o paleniu, przestrzeganiu przepisów, itp. Podróżny, Czech, bardzo zainteresowany Stanami, ma dość kwaśną minę. Spotkałem absolwenta historii, bardzo inteligentny. Mówi doskonale po angielsku, czytuje wiele amerykańskich dzienników. Rozprawiał ze mną o idealizmie i braku krytycyzmu w Ameryce. Twierdził, że nie mamy wolności. Jest członkiem partii. Omawiał doktrynę marksistowską w stosunku do dziejów i społeczeństwa, sugerując, że jest to doktryna względna a nie wiedza absolutna. Podnosił stałą potrzebę ideałów i dążeń. Słowa nas tylko dzielą a nie istota zagadnień. Rzeczywiście bardzo dodatni typ. Nie chciał wchodzić w porównywanie Stanów i Sowietów. Po tej dyskusji o wolności prosił, by do niego nie pisać…
Rozmowa z inżynierem, Żyd, do 19S2 wykładowca na Uniwersytecie, usunięty w czasie fali antysemickiej. Nie może dostać się z powrotem. Nie należy do partii.
Na okręcie trzy klasy. Poza tym ci, co śpią na pokładzie. Cały tłum.
Grupa Czechów – kobiety dość wyzywające. Chodzą w shortach – co wywołuje duże zdziwienie wśród pasażerów sowieckich.
11 września
(Przyjaciel z poprzedniego dnia już się me pokazał, mimo obietnicy).
W nocy przybiliśmy do Jałty, ale spałem na statku, bo hotele były przepełnione. Miejscowość bardzo malownicza, przypomina południową Francję.
W najlepszych restauracjach, w których jadam, nadspodziewanie dużo krzyków i sprzeczek między gośćmi a kelnerami. („Tip’ów” się nie daje).
Wszędzie porozlepiane hasła o planie 5-letnim, z rysunkami.
Kąpiel, potem jazda do Liwadii, gdzie było spotkanie „Wielkiej Trójki”. Nikityńskie ogrody botaniczne.
Wieczorem: w restauracji „Ukraina”, do stołu przysiadła się jakaś para. Ona zapytała mnie, czy lubię walca, zatańczyliśmy; potem jeszcze raz na jej żądanie. Towarzysz jej, oficer, zaczął się niecierpliwić, nalegał by wypili i wyszli. (Obydwoje w stanie małżeńskim, z drugą połową zostawioną w Moskwie). Nieźle wyglądała, 28-30 lat, zapewne skłonna do zaprzyjaźnienia się.
12 września
Zwiedziłem Dom Czechowa. Tłum pchający się, aby dostać się do muzeum, robi wrażenie.
Sowchoz, uprawa wina, przeciętna płaca miesięczna 650 rubli. Przewodnik z Inturista wspomina, że w ostatnim roku trochę Tatarów powraca na Krym.
Wieczorem: znów w restauracji „Ukraina”. Dwóch rozmówców. Jeden przedstawił się jako nauczyciel historii powszechnej, drugi jako robotnik portowy. O polityce: Morgany, Rockefellery, bazy, wojna z Finlandią (ironizowałem ich twierdzenie, że zaczęła ją Finlandia, zapytując, czy chciała zaanektować Armenię… ) W końcu udobruchali się, wypili na intencję pokoju j gdy jeden znów nawrócił do sprawy partii komunistycznej w Ameryce, drugi zauważył raczej lekceważąco: „Ach, w Ameryce każdy komunista ma dwa samochody”. Nie umieli odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Malenkow nie miał racji w sprawie artykułów konsumpcyjnych.
Cztery plusy systemu, najczęściej tu wymieniane: oświata, renty, medycyna, wczasy.
13 września
Megafony okrętowe znów ogłuszają ogłoszeniami, ostrzeżeniami i muzyką. Jesteśmy na „Rosji”, starym statku niemieckim. Odpoczywam. Deszcz pada, statek posuwa się gładko. Postój w Noworosyjsku w nocy pięć godzin, gęsty deszcz; światła migają w oddali. Fertyczna kelnerka: dałem jej parę nylonów, obiecała myśleć o mnie, gdy będzie je wkładać.
14 września
Soczi. Zupełnie uroczo. Hotel nad samym morzem. Spacer wzdłuż plaży. Znaki pouczają, jak długo się kąpać, jak długo leżeć na słońcu. Zakaz pływania nago, grania w karty na plaży, grania w siatkówkę. Niektórzy przebierają się na plaży.
Objazd dokoła. Monumentalna stacja kolejowa, port, wszędzie hasła propagandowe o pięciolatce. Zwiedziłem również muzeum i miejsce, gdzie miał swą willę Stalin.
Obiad, jak :na statku, przy osobnym stole. Ciekawe, jak kelnerki odpędzają ludzi, choćby się ich zapraszało: „swobodno”.
Kobiety w Soczi malują wargi; na ogół tłum lepiej ubrany, choć krawat nie obowiązuje.
Wieczór: przy stole z X. Zaproszeni do drugiego stołu przez dwie pary. Jedna z pań, stosunkowo dobrze ubrana, trochę pod gazem. Żarty, taniec. Jedna (ta pod gazem) powiada, że musimy być szpiegami amerykańskimi. Odparłem: „Co to, to nie, ale mój towarzysz jest młodszym bratem Berii”. Wybuchnęli śmiechem.
Dużo osób tutaj wspomina, że Sowiety tak bardzo pomagają innym narodom.
Odpowiedź moja na zapytania o kwestię murzyńską: „To tak, jak wasz antysemityzm”. Zwykle skutkuje.
15 września
Deszcz. Spotkałem młodą parę poprzednio poznaną na statku. Ona dobrze ubrana, nawet jak na nasze wymagania. Każde z nich zarabia I 500 rubli miesięcznie, ona jako technik, on jako kreślarz. Mieszkają w Moskwie w jednym pokoju za 15 rubli miesięcznie. Pytają o moje wrażenia: mówię, że podobają mi się bardzo ludzie, zainteresowania kulturalne. Że nie podoba mi się system polityczny, prasa, nierówność społeczna w poziomie życia, myślę, że i obecne pokolenie ma prawo do lepszego życia. Zgadzam się w tym względzie – dodaję – z Malenkowem. Milczą w zadumie.
Po południu: przejażdżka autem, dyskusja z przewodniczką o fotografowanie kołchoźnego rynku, o Stalina, o Robesona (a jak by wasz rząd reagował – powiadam – gdyby Ojstrach puszczał się na antysowieckie przemówienia podczas pobytu w Ameryce?). Lojalna ale głupia. Nie warto przekonywać.
W hotelu dałem sobie wyczyścić buty i rozmawiałem z portierem. Zirytował się bardzo zauważywszy, że trzech gości nas podsłuchuje. Wrzasnął: „Dlaczego słuchacie? Że gadam z Amerykaninem? Trzy lata temu by mnie ciapnęli, ale teraz mi wolno. Wynoście się!” Krytykował Churchilla. Gdy mu zwróciłem uwagę, że Churchill był przyjacielem Stalina, odburknął: „Stalin był cham”.
Zwiedziłem miejscowy park kultury i piękny ogród botaniczny.
Wszyscy mówią wciąż o pokoju, chcemy pokoju, czy myślicie, że będzie wojna, dlaczego kapitaliści chcą wojny, itp. ? Również o bezrobociu w Stanach Zjednoczonych.
16 września (niedziela)
W pociągu, w drodze do Tyflisu. Wyjechałem wczoraj wieczorem o 9-ej, ponieważ pociąg spóźnił się o dwie godziny. Było nastrojowo: mżył deszcz, ciemno, wycie gwizdków z oddali; staliśmy na peronie, a obok pod małym daszkiem kilku ludzi szykowało szaszłyki na mający nadejść pociąg.
Pociąg kołysze i skacze. Obiad nie bardzo apetyczny. Okolica bardzo ładna – niby Włochy z winnicami i górami dokoła dolin.
TyfIis-Tbilisi, bardzo malowniczy, przypomina miasta w południowych Włoszech. Mieszkańcy z werwą, ale przyjaźni i dumni. Kobiety, zwłaszcza starsze, okryte ciemnymi szalami. Ulice wąskie, balkony, kwiaty. Mój szofer jedzie jak Włoch, prędko i bezwzględnie. W hotelu dostaję elegancki apartament z antycznym umeblowaniem. Słonecznie. Przewodnik często podkreśla, że to jest Gruzja, wspomina jej historię i kulturę. Odwiedziłem uniwersytet i stadion, gdzie grali w piłkę nożną a połowa widzów nie pofatygowała się by wstać gdy grano hymn narodowy; potem na górę Św. Dawida z piękną panoramą miasta, ma rynek kołchoźny itp. Również do Katedry Sjonu. Pusta.
17 września
Autem do sowchozu winnego. 300 robotników, 500 osób razem. Przeciętny zarobek miesięczny 600 rubli, ostatnio sowchoz sam ustala ceny produktów.
Po południu: spacerem po starej części miasta. Czterech studentów towarzyszyło mi skwapliwie do starej fortecy na wzgórzu z pięknym widokiem na miasto, potem pokazali mi dom Berii, gdzie obecnie mieści się kwatera Komsomołu, w końcu przyszli do mego hotelu, by oglądać obrazki z Ameryki. Nim je zdołałem przynieść, dyrekcja usunęła studentów z wyjątkiem jednego, który się temu oparł. Wyszliśmy na zewnątrz, ale jak tylko zacząłem pokazywać wydawnictwa, zebrał się tłum, dałem więc spokój. Umówiliśmy się na jutro.
Mało kobiet w restauracjach w Gruzji. Tylko mężczyźni.
Wieczorem : poszedłem na koncert orkiestry na powietrzu, w audytorium przeważnie Gruzini, niektórzy w krawatach. Zgaszono światła, a gdy kurtyna się podniosła, ukazała się orkiestra w czerwonych kurtkach i starannie odprasowanych szarych spodniach. Imitacja amerykańskiego jazzu. Po chwili wyszło czterech młodych ludzi w czarnych dwurzędówkach, w białych koszulach z jaskrawymi krawatami, z jedną ręką w kieszeni kurtki i z przylepionymi uśmiechami. Odśpiewali kwartet „barber-quartet style”. Potem duet i solo, kobieta w długiej czarnej sukni i partner z czarnym wąsikiem. Między numerami występy dwóch aktorów mimicznych. Publiczność bardzo ciepła.
18 września
Pojechałem do Gori – miejsca urodzenia Stalina. Okolica malownicza, dolina wije się wśród gór, na niektórych szczytach śniegi. Stare osady. Kobiety pracują na polach, mężczyźni w baranich czapach. Stare kościółki dominują nad wioskami. Przystanek w Msheta, dawnej stolicy Gruzji. Potem Gori: chata Stalina ubezpieczona kolumnami i dachem z marmuru, równocześnie muzeum. Lunch, wymiana toastów z przewodnikiem w pustej ale porządnie urządzonej restauracji. Przewodnik, jak wszyscy Gruzini, dumny z przeszłości i kultury narodowej.
Szofer wyłącza motor na każdym spadku i nawet przy czerwonych światłach. Zjawisko to powtarzało się i gdzie indziej.
Wczorajsi studenci już się nie pokazali.
Przed hotelem młodzież kręci się i zaczepia cudzoziemców. Zdarzało mi się to kilka razy. Wieczorem: widziałem zupełnie niezły film gruziński „Cień na drodze”: Przed nim nowości ze wschodniej Europy i z Zachodu. Duże zainteresowanie („och, ach”) ilekroć były zdjęcia z Londynu, Paryża czy New Yorku. Temat filmu: czarny charakter, funkcjonariusz partyjny, zarządza zaoranie pastwisk gruzińskich górali, przejmuje i niszczy ich skargę do Centralnego Komitetu i w dodatku jeszcze uwodzi nauczycielkę. Po różnych perypetiach prawda wychodzi na jaw, oszust zdemaskowany, pasterze odzyskują swoje hale. Dobre kolory i zdjęcia gór. Dramatyczne przejście baranów przez wezbrane fale po moście zrobionym z wózków.
19 września
Wjazd kolejką zębatą na górę Dawida. Znajomość z sympatycznym porucznikiem marynarki. Kałmuk, osiedlony w Tallinie. Zrobiłem zdjęcie miasta, chciałem zrobić drugie ze szczytu. Gwizdek – zjawił się milicjant, wołając „nielzia”. Wobec tego poszliśmy dalej, a w ślad za nami milicjant i gość „w cywilu”. Zrównali się z nami, po chwili milczenia porucznik swobodnie zmienił temat rozmowy na muzykę (rozmawialiśmy o Wasylu Stalinie). Gdy chciałem zawrócić, okazało się, że cywil zauważył, jak robiłem zdjęcia z zębatej kolejki i milicjant zażądał, abym udał się na posterunek. Gdy cywil zapytał mnie: „Kto jesteście?”, odparłem: „A kto wy?”. „Ja obywatel Związku Sowieckiego”. „A ja gość Związku Sowieckiego”. Po tej wymianie zdań porucznik namówił mnie, by iść. Poszliśmy. Usiłowaliśmy zatelefonować do hotelu, ale nie było połączenia. Czekałem około 20 minut, w końcu naczelnik zadzwonił i zdecydował że wolno było te zdjęcia robić. Był zaambarasowany, szczególnie, ze milicjant przedtem głośno klarował „to jest sprawa dla MWD”. Porucznik kazał milicjantowi podać mi rękę i przeprosić. Informator był jeszcze więcej zafrasowany. Tłumaczył, że ja bym pewnie zrobił to samo w Stanach Zjednoczonych. Poszliśmy razem (w trójkę) do kościoła Dawida obejrzeć grób matki Stalina. Pytali mnie, którzy leaderzy sowieccy są popularni w Stanach: Podkreślali, że Bułganin jest bardzo kulturalny. Zapytałem się o Chruszczowa, na co cywil roześmiał się tylko. Potwierdzenie ogólnego wrażenia, że Chruszczow jest niezbyt szanowany.
20 września
W pociągu. Wlecze się powoli. Nikt nie wie, kiedy dojedzie do Soczi. Chłopi sprzedają jabłka na stacjach. Radio rżnie; wczoraj wieczór o życiu Murzynów w Ameryce. Towarzysz podróży: Gruzin, w średnim wieku, bardzo podejrzliwy. Nie chce nawet powiedzieć, co robi. Patrzy na moje wydawnictwa bez komentarzy.
Mijamy plaże nadmorskie w słońcu, niektóre osobne dla mężczyzn i dla kobiet. Wiele osób wygrzewa się nago. Pociąg jedzie tuż obok i dostatecznie powoli…
Przybycie do Soczi około południa. Dostaję pokój po niedługim czekaniu (rosyjscy goście w hotelach Inturista podpisują zobowiązanie do natychmiastowego wyprowadzenia się, jeśli zjawi się cudzoziemiec). Wyszedłem popływać. Miliony ludzi na plaży, niektórzy (i kobiety) przebierają się na miejscu. Jedna siedziała tylko w gorsecie…
Wieczorem teatr, występ szwedzkiej trupy variete. Zagadnąłem przystojną dziewczynę i spacerowaliśmy razem podczas przerwy. Figura nie tak dobra jak twarz.
Wszędzie sowieckie wydania Parkera, Gillette, itp. Wołga – nowe wozy podobne do Studebakera. Drogie.
21 września
Pogoda zawodzi. Pochmurno i deszcz. Wstałem późno. Po śniadaniu spacer nad morzem. Młody inżynier: zwyczajne pytania o poziom życia w Ameryce, czy będzie wojna, itp. Wspominał raczej smętnie o wysokich płacach „góry”, poza tym nie angażował się.
Wieczorem: balet „Esmeralda”. Zupełnie dobry, a teatr imponujący jak na takie małe miasto. Po powrocie do hotelu nie mogłem znaleźć wolnego stolika w restauracji. Zatrzymałem się przy jednym, gdzie siedział mężczyzna z trzema kobietami. Powiedzieli że wszystko zajęte. Potem jednak dogonił mnie i zaprosił do towarzystwa. Byli bardzo mili, lecz usilnie podkreślali, że żyją bardzo dobrze. „Mamy piękną kwaterę, piękną”, .zaznaczał po parę razy. Podszedł mąż jednej z kobiet, zgrabnej blondynki z dużymi niebieskimi oczami, uczesanej na krótko po zachodniemu. Ten był nieco mniej przyjazny. Tańczyłem raz. Pismo ilustrowane „America” zrobiło wielkie wrażenie.
22 września
Lot między Soczi a Rostowem, w drodze do Charkowa. Piękny dzień, chmury nad nami. Sowiecka wersja DC-3. Do lotniska w Adler, 35 km. od Soczi, autem po krętych drogach. Oglądam teraz piękną linię wybrzeża pode mną.
Pilot na lotnisku w Rostowie bada moje ubranie, pyta o cenę. „Tak” – powiada – „to taniej niż u nas, ale nasze wyroby są w lepszym gatunku”.
Wieczorem: Charków. Widok raczej przygnębiający, miasto pogrążone w ciemnościach, ludzie tak źle ubrani jak w Leningradzie. Zimno. Hotel na ulicy Swierdłowa, obok drewniany most przez rzeczkę Łopan. Podróż autobusem do Moskwy zajęłaby 17 godzin, więc wybieram pociąg. Restauracja: niektórzy mężczyźni tańczą ze sobą, kobiety też…
23 września
Zwiedzanie miasta. Plac Dzierżyńskiego, park wypoczynkowy, katedra. Spotkany student mówi „Ameryka to najwspanialszy kraj”, „Stalin był dobry dla Gruzinów, ale dla nikogo więcej. To był zły człowiek, zły uczeń Lenina”. Miasto bardzo niejednolite – niektóre części bardzo stare i. prawie tak prymitywne jak wieś. Dużo napisów w języku rosyjskim. Student pragnął trzymać mój aparat, aby ludzie myśleli, że jest Amerykaninem.
24 września
Zbliżamy się do Moskwy, po szesnastu godzinach podróży w nieogrzewanym pociągu. Towarzysze: Jedna kobieta, dwaj mężczyźni: jeden sympatyczny, graliśmy w szachy.
Radio zawyło: „Obywatele, zbliżamy się do Moskwy, stolicy naszej ojczyzny. W Moskwie panuje duży ruch. Bądźcie ostrożni, wychodząc ze stacji, poruszajcie się tylko po chodnikach”. Następują pouczenia, jak dostać się do autobusów, itp.
Wieczorem: Moskwa, po rzeczywiście męczącej podróży (głównie z powodu zimna w nocy) . Prószy nawet lekki śnieg. Znów Hotel National.
W Moskwie, mimo jej mieszanego stylu, czuje się stolicę. Różne języki, mundury, delegacje, szczególnie ze Wschodniej Europy. Jakaś atmosfera tempa i siły. Prawie że się to udziela.
Najlepiej ubrani ze wschodniej Europy: Czesi, Wschodni Niemcy, Polacy.
25 września
Śniadanie z profesorem F., potem kupowanie płyt. Deszczowo i chłodno. Popołudnie w bibliotece Lenina, mają książkę Schumana ale nie Fainsoda. Książka Moore’a oznaczona literami C.X. (rosyjski alfabet). Wieczór w imponującym Teatrze Wielkim. Opera „Kowańszczyna”, piękne efekty sceniczne.
26 września
Ambasady. Kupno książek, wizyta w sądzie ludowym (nędzne dwa pokoje na parterze podniszczonego domu, wejście od podwórza). Rozpraw nie było. X. opowiada, że prości ludzie płakali gdy im czytano poufne przemówienie Chruszczowa; nie mają szacunku dla zbiorowego kierownictwa.
27 września
Wczoraj wieczorem poszedłem do teatru Wachtangowa zobaczyć sztukę „Odna”. W krzesłach tuż za mną toczyła się rozmowa po polsku (dwaj mężczyźni i kobieta w średnim wieku). Mówili o obecnej repatriacji ze Związku Sowieckiego do Polski tych, którzy nie mogli z niej „poprzednio skorzystać”, również tych, którzy jeszcze „siedzą”. Oburzali się na świeżą nominację kierownika tej komisji (Kalinowski?): „To rzeczywiście dobry materiał dla Radia Wolna Europa”.
Temat sztuki: ogólnoludzki. Publiczność bardzo zainteresowana i pełna napięcia. W sztuce nie ma ani bohaterów ani podłych charakterów, mimo, że mąż rzuca żonę i rodzinę i ucieka z drugą (która z kolei porzuciła męża).
Dzisiaj z prof. F. w Sądzie Ludowym. Zastaliśmy sędziego i asesorów. Sędzia-kobieta. Brudna sala, ciemno, prokurator i obrona po dwu przeciwległych stronach, podsądny na ławie pośrodku. Sprawa:·wypadek samochodowy: jeden poważnie uszkodził drugiego. Oskarżony pytany o dane osobiste, między innymi czy należy do partii. Obrona prosi o protokółowane pozytywnej charakterystyki. Wyrok 1 000 rubli kary (nieco mniej niż miesięczny zarobek skazanego) na skarb państwa. Młody student prawa, siedzący obok, dowodzi, ze obrońca winien być zawsze przekonany o niewinności swych klientów. W wypadkach politycznych też, chyba, ze chodzi o szpiegów itp. Co w takim razie myśli, pytam, o rewelacjach Chruszczowa i rehabilitacjach? Wszakże sporo skazanych za szpiegostwo zostało rehabilitowanych. A więc, gdyby mieli odpowiednią obronę, to może nie byliby skazani i straceni. Bardzo go to zastanowiło i powiedział że musi na nowo przestudiować te wypadki t i sprawdzić, jak właściwie działała obrona. Myślę, że to jeden z przykładów, jak w takim osobniku kiełkują pewne idee, których nie chce lub nie może przemyśleć do logicznej konkluzji.
Po sądzie wykład ekonomii politycznej w Uniwersytecie: profesor omawiał role kredytu, standard złota, pieniądz papierowy, bilans płatniczy. Studenci nie wstawali gdy wchodził. Jeden podał mu zapytanie na piśmie.
Po śniadaniu spacer i wnętrze kościoła Wasyla na placu Czerwonym.
28 września
W samolocie linii fińskiej (Finnair). Jeszcze na lotnisku w Moskwie, ale już oficer MMD oddał paszporty. Motory w ruchu. Rosjanie machają rękami. Odjechałem z hotelu o 6.45 rano ZBI’em, rzucając ostatnie spojrzenia n a chłodną i smutną Moskwę – ludzie szli do pracy w ciepłych filcowych kurtkach. Chmurny dzień zamienia się teraz w słoneczny.
Właśnie przed nami odleciał samolot LOT’u do Warszawy.
Źródło: Kultura” 1956, nr 12/110
No tak… fajne pitu pitu z podróży (niemal jak „Listy z Rosji” Astolphe de Custine’a 🙂 ),
https://vod.tvp.pl/video/listy-z-rosji,listy-z-rosji,29440144
to zawsze jakaś odskocznia od dętej ale całkowicie pozbawionej konkretów laurkowej gęstwy która dziś bije po uszach z różnych „serwisów informacyjnych” z okazji śmierci tego polityka. „Wielkim człowiekiem był” bo… doradzał „ważnym ludziom”, ale jakoś nikt nie potrafi powiedzieć co takiego doradzał, a myślę że warto wiedzieć (dokładając własnych starań) kim była ta szara eminencja światowej polityki, jaką miał wizję świata, w czyim interesie ją promował i kto mu za to płacił, a przede wszystkim w jakich projektach brał czynny udział.
Co oznacza dla takich państw jak Polska atlantycka wizja globalizmu, co to jest „teoria konwergencji”, „koncert mocarstw”, a przede wszystkim czym była i czym się wsławiła słynna „Komisja Trójstronna”. Kto ma czas temu gorąco polecam prywatne śledztwo po tych tropach. Zostawię też fragment wypowiedzi Pana Grzegorza Brauna:
„…Mam wrażenie, że coraz więcej osób ma poczucie, że cała ta zabawa z tym dziwnie rządzącym rządem jest bardzo, bardzo przejściowa”.
Jeszcze kilka lat temu takie słowa w ustach „Zbiga” Brzezińskiego byłyby oczywistym wyrokiem – jasną sugestią, że ludzie i ludziki Kaczyńskiego mogą się już pakować. Ale przecież czas nie stoi w miejscu – ledwie przed miesiącem znalazł się na tamtym świecie David Rockefeller, na którego żołdzie pozostawał Brzeziński co najmniej od czasu, kiedy to na jego zlecenie tworzył tzw. Trilaterale (Komisję Trójstronną), aby już pod jej auspicjami wystrugać z kukurydzy Jimmy’ego Cartera na prezydenta USA.
Człowiekiem Rockefellera pozostawał Brzeziński także i w kolejnej dekadzie, kiedy to aranżował m.in. poufne spotkanie Rockefellera z gen. Jaruzelskim, jesienią 1985 r. na Manhattanie. Były to poufne negocjacje niewątpliwie otwierające drogę do tzw. transformacji ustrojowej, tzn. do dzielenia się masą spadkową po PRL przez zbrodniarzy na spółkę z lichwiarzami. W swoim czasie słowo Brzezińskiego znaczyć więc mogło bardzo wiele, jeśli nawet nie wszystko – w każdym razie w polskich sprawach. Czy tak jest i dziś – kiedy już nie stało na tym świecie ani jego pryncypała, ani komunistycznych zbrodniarzy, z którymi tak dobrze się dogadywali? To właśnie najbliższy czas pokaże.
Na nasze szczęście nikt nie jest wieczny – poza Bogiem Stwórcą, który ma na szczęście wyłączne i ostateczne słowo w sprawie wszelkich zmian kadrowych. Notabene: nieboszczyk Rockefeller (rocznik 1915), trzeci z tej dynastii mogołów Wall Street, chyba naprawdę sądził, że będzie żył wiecznie – skoro, jak wylicza prasa, nosił siódme już z kolei przeszczepione serce i drugi zestaw cudzych nerek.
A jednak pewność siebie, z jaką Brzeziński diagnozuje „przejściowość” aktualnego układu władzy w Warszawie, nie powinna tu być przez nikogo lekceważona. Owszem, może dobijając 90 „Zbig” nie należy już do pierwszoligowych aranżerów globalnej sceny politycznej – ale przecież aparat słuchowy na pewno go nie zawodzi i na pewno zna najświeższe notowania na politycznej giełdzie. Jeśli więc powiada, że „coraz więcej osób ma poczucie, że cała ta zabawa z tym dziwnie rządzącym rządem jest bardzo, bardzo przejściowa” – to oznacza ni mniej, ni więcej, że słabnie waszyngtoński konsensus, który dwa lata temu zdecydował o dopuszczeniu do władzy PiS.
Szanowny Czytelnik błędnie przypuścić może, że jako konsekwentny krytyk tej akurat formacji – m.in. na tych łamach nazywanej przeze mnie „żoliborską grupą rekonstrukcji historycznej sanacji” – powinienem się z tego małostkowo cieszyć. Nic podobnego – z zasady nie cieszą mnie bowiem perspektywy dalszego zarządzania polskim konfliktem wewnętrznym przez zewnętrznych interwentów. I to niezależnie od tego, czy owi interwenci operują z Zachodu, ze Wschodu czy z Księżyca…”
Nie mam do Zbig’a pretensji za to co robił, jeśli już to do propagandy za robienie z tego człowieka w oczach „światowej opinii publicznej” misjonarza światowego pokoju, i „polskiego patrioty” działającego w USA dla naszego interesu. Jest to bowiem obraz delikatnie mówiąc daleki od prawdy… On służył komuś/czemuś innemu, a że robił to profesjonalnie tym gorzej dla nas (i nie tylko dla nas)… Niech mu ziemia lekką będzie
Wspomnienia, wspomnienia… warto było przeczytać.