Cóżeście, Don Juany, tak zbledli od żalu
l w salonach milczycie na każdej wizycie?
Ten hochsztapler, co węszy już finał skandalu,
Spod drzwi się nie wycofa! Tu chodzi o życie!
Wybiła już dwunasta, północ renesansu,
Przedstawmy się więc sobie, choć raz, bez biletu;
Wyrwano nam ostatnią stronicę z romansu
I nie wiedzieć, kto w kogo strzeli. z pistoletu.
Pustka tu się wałęsa! Damom blade lica
Pod pudrem się w febrycznej spalają spiekocie,
W jednej chwili wyskoczy cala tajemnica,
Jak rudy kot przez deskę wywaloną w płocie!
Czemużeś, miasto, skryło się w brudnych przedmieściach,
Jakby cię z jasnych ulic wygryzło sumienie?
Dziś tylko szmerem szumią o dziwacznych wieściach
Zamurowane usta: podwórza i sienie.
Zatańczcie jeszcze walca! Dyrygent pijany
W czerwonych rękawiczkach będzie takt podawał:
Popuchną cegły w murach, rozwalą się ściany,
Na dachach się kominów rozhula karnawał!
Vogue la galere! Po masztach drapcie się do góry,
Sekunda pozostała wam dla pocałunku,
Z pokładu skaczą w morze przerażone szczury:
Okręt się strzaskał! Przebóg! Ratunku, ratunku!
Nagle pękną wam gardła od obłędnych krzyków,
I w słup stężeją oczy na pustkowiu głuchem:
To w dole bunt wybuchnął skutych galerników
I na cały ocean podzwania łańcuchem!
Roznieście, roztratujcie, niech legną pokotem
Te pałace, ratusze, pomniki, sztandary!
Za winy bijcie w piersi druzgocącym młotem,
Złamany szeląg tęsknot nie okupi wiary.
Zatrzaśnijcie kościoły i uderzcie brawo,
Aby infuł bezkarnie już nikt nie ubierał,
I w gniewie ukrzyżujcie go największą chwalą:
Na krzyżu tym dotychczas nie Chrystus umierał.
Słuchajcie! Bo w tem mieście na zawsze zamkniętem
Przedarto się, przebito na przestrzał, na wylot!
W górze, nito korona, nad świętem poczętem
Kołuje czarna burza, zwiastujący pilot.
Źródło: „Skamander”, marzec 1920
Skomentuj