Wypływasz nam z ust kotwicą, uśmiechem nieznanych podróży
o maszcie natchnień naszych, wiązana mowo lin
Ból, który nas piecze jest holem, który nie nuży,
a serce niespięte klamrami ucieka od nas jak dym
Ten dzień, który patrzy w nasze opalone twarze
nie jest dniem, jest szeleszczącym zegarem
Minuta jest tylko pięścią niespełnionych marzeń,
którą chcemy odgonić psy od naszych barek
Godziny jak kobiety wołały nas od wybrzeży
i ziemię jak płacz dziecka kołysała macierz
Uspokój się lądzie szumiących pól i pasterzy,
słowa są jak wiosła, a wiosła wiotkie jak pacierz
Tam jest słodziutki szloch nieba pod mokrą płachtą dymów
i święte piersi zatoki, pachnące dzwonnym śmiechem wzgórz
U nas śpiewają ręce zdrowe w takt maszyn i rymów
i szumi świst okrętu krający Bałtyk jak nóż
Każde zdanie jest okrętem , okrętem bez nazwiska
i jeden jest tylko gościniec, nie ma żadnych ulic
Na zdaniu można przepłynąć od Gdyni do San Francisco
i tylko tobą jak flagą się otulić
O mowo, wodo słona, która ciekniesz z naszych dłoni,
jak dym z kominów odlata od nas smutek
Kiedy nam śpiącym na linach na śmierć się rozdzwonisz
w głowach, kolcem księżyca jak strachem przekłutych
Pan zielonych horyzontów otworzy nam rano powieki,
o, rozkwieć nam łona niebem cieplutkim i deszczem
Dniu, który przyjdziesz jutro, dniu, który jesteś daleki,
biało-czerwona flago, ginąca na wietrze
Źródło: Cyfrowa Biblioteka Narodowa Polona – „Zwrotnica”, 6/1926
Fot.: Narodowe Archiwum Cyfrowe – Jalu Kurek, 1935
Cudowny
Wszystko jest twoje, po co sięgnę,
matko rodzona.
Co we mnie dobre i piękne,
wziąłem z twojego łona.
Czasem nachylam głowę w noc gwiezdną
ku twej skalistej ziemi.
Piszę wsłuchany pilnie w jedno:
jak mówisz z głębi, od korzeni.
Mowa twa prosta, czysta jak łza
podsyca mi serce i zżera.
I rośnie we mnie i trwa
miłość, co nie umiera.
(Jalu Kurek)
Kocham tego Poetę.