
Oświadczenia, złożone dzisiaj przez posłów poznańskich i galicyjskich, Koło międzypartyjne oraz Zjednoczenie narodowe w Galicji, nie pozostawiają żadnej wątpliwości co do tego, jakie stanowisko zajmą nasza koła umiarkowane wobec rządu p. Moraczewskiego. Posłowie poznańscy w dodatku wtajemniczają nas w interesujący szczegół rokowań, toczonych przez nich z p. Daszyńskim. „Żadna – piszą- z ważnych tek politycznych nie miała nam przypaść w udziale”, a zatem „bylibyśmy tylko poparli naszym kredytem politycznym i moralnym samozwańczy akt lubelski”.
Stwierdzenie powyższe nie ulegnie z pewnością zaprzeczeniu, ponieważ socjaliści rządowi bynajmniej nie ukrywają tego, że postanowili zagarnąć władzę w swoje wyłącznie ręce. „Idzie w zwartym szeregu proletariat i lud miejski, zdobywając placówkę za placówką – pisze organ polskiej partji socjalistycznej Robotnik. – Tymczasowy rząd lubelski, który powstał w drodze rewolucyjnej, był pierwszym potężnym w okopach naszej reakcji wyłomem, manifest tego rządu – pierwszym okrzykiem bojowym zwycięsko postępujących szeregów. Ale zwycięski nasz pochód w d. 18 listopada, z premjerem towarzyszem Moraczewskim na czele, jest nowem potężnem posunięciem naprzód ku ostatecznemu rozwiązaniu naszej sprawy. Nazwiska Arciszewskich, Malinowskich, Ziemęckich, Moraczewskich i innych poręczają, że rząd ten iść będzie po linji, wytkniętej przez tymczasowy rząd lubelski.”
Z powyższego wynika, że przedstawiciele dawnej dzielnicy pruskiej wydawali się potrzebnymi autorom rządu socjalistycznego jedynie niejako dla dekoracji oraz że o tworzeniu rządu „na podstawach demokratycznych”, zapowiedzianym w odezwie komendanta Piłsudskiego z d. 14 b. m ., naprawdę nie było nigdy mowy. Z tego też względu wspomniani autorowie wcale się nawet nie zwracali do przedstawicieli umiarkowanych stronnictw demokratycznych i robotniczych w Królestwie i Galicji z propozycją udziału w rządzie.
Taki obrót rzeczy łatwo było przewidzieć tym, który jako tako byli obeznani z metodami socjalistycznemi i którzy brali udział w naradach warszawskich, toczonych przed kilku tygodniami w sprawie utworzenia rady narodowej i rządu. Przedstawiciele PPS i jej ekspozytur inteligenckich odrzucili wówczas stanowczo wszelkie współdziałanie z partjami społecznie nie przewrotowemi, udaremniając w ten sposób powołanie rady narodowej i rządu koalicyjnego. Rozumie się, że gdy w skutek lubelskiej „drogi rewolucyjnej” otworzyły się przed niemi lepsze widoki dojścia do władzy, tem mniej mogli oni okazać chęci do demokratycznego porozumienia się. Wszelkie zatem czyniono im ustępstwa, – w których rzędzie głośna odezwa gabinetu p. Swieżyńskiego zajęła nie ostatnie miejsce, – były, jak się po fakcie okazuje, zupełnie bezcelowe.
Mamy zatem w kraju, liczącym niewielki odsetek zwolenników idei socjalistycznej, rząd socjalistyczny, czyli rząd mniejszości. A mówi się przecież, że żyjemy w czasach demokratycznych…
Położenie jest charakterystyczne jeszcze z tego względu, że od udziału w rządzie odsunięte są te czynniki, których program zewnętrzno-polityczny na całej linji zwyciężył, a wiec Koło międzypartyjne w Królestwie, Związek międzypartyjny w Galicji i przedstawiciele całego bez wyjątku byłego zaboru pruskiego. Ludzie, najlepiej orjentujący się w bieżącym problemacie politycznym i najtwardziej broniący, w możliwie najcięższych warunkach, integralnego programu polskiego, nie mają żadnego wpływu na bieg polityki państwowej, i to w chwili, kiedy Poiska znajduje się – jak pisał komendant-Piłsudski – „w najbardziej chaotycznych stosunkach wewnętrznych i zewnętrznych”. W przededniu międzynarodowego rozstrzygania sprawy polskiej świat nie widzi u steru rządu w Warszawie ani jednego człowieka, znanego temu światu ze swej działalności zewnętrzno- politycznej.
Podobna niedorzeczność sytuacji mogła się zdarzyć jedynie w kraju, gdzie skala bierności jednych współzawodniczy ze skalą śmiałości innych.
Ale i ze stanowiska wewnętrznego dyktatura partyjna, proklamowana przez fakt przyjścia do skutku rządu p. Moraczewskiego, nie posiada żadnego formalnego uzasadnienia praktycznego.
W powołanej odezwie komendant Piłsudski charakteryzuje oczekujące nas teraz zadania, jako „niezmiernie trudne”, mówi o odbudowywaniu ojczyzny „w zgodnej współpracy ze wszystkiemi żywiołami”, wspomina o koniecznym udziale w rządzie „wybitnych sił fachowych”, odracza wreszcie „przeprowadzenie głębokich zmian społecznych” do sejmu ustawodawczego, ponieważ tylko sejm może być „twórcą praw narodu.”
Należało się zatem spodziewać, że w kraju, tak bardzo pozbawionych sił wytrawnych i inteligentnych, uczynione będzie wszystko, aby „niezmiernie trudne zadania” pokonywać zagrzewaniem do pracy wszystkich sił obywatelskich oraz, że udział fachowców będzie uznany za conditio sine qua non. Ponieważ zaś reformy społeczno, zgodnie z postulatom demokratycznym, mogą być uchwalane jedynie przez sejm, tedy rząd prowizoryczny, mając przed sobą wyłącznie zadania bezsporne, całemu ogółowi polskiemu wspólne, musi wykazywać przede wszystkiem cechy energji administracyjnej i zdolności do obrony praw i interesów Polaków na zewnątrz.
Zamiast tego wszystkiego przyszło do – dyktatury socjalistyczno-partyjnej. O demokracji nikt już nawet nie wspomina.
Po co się tak stało?
Nie po to przecież, aby przeprowadzać „głębokie zmiany społeczne”, bo to nałoży do sejmu. Nie po to, aby na zewnątrz bronić jak najsilniej praw polskich, bo tego się nie robi przez odsunięcie ludzi, znanych z takiej pracy nie od wczoraj. Nie po to, aby skupić cały naród do pracy wewnętrznej, bo socjalizm, żywiący się ideą walki klas, jest zaprzeczeniem jedności i zgody wewnętrznej.
Jedynie więc po to, aby wytworzyć tyle, ile będzie można, faktów dokonanych, dogodnych interesom partyjnym.
Taki prosty wniosek logiczny, zgodny zresztą z oświadczeniem półurzędowego organu rządu, Robotnika, wyciąga sobie cały myślący politycznie oraz obdarzony instynktem narodowym ogół polski.
Dlatego to rząd p. Moraczewskiego spotkał się na samym wstępie, zanim zdążył wydać deklarację programową, z tak stanowczemi, lubo na pewno z ciężkiem sercem składanemi zastrzeżeniami. I jeśli z faktów tak pouczających nie wyciągnie jak najrychlej konsekwencji rozumnych, to kraj będzie miał wprawdzie rząd, ale pozbawiony będzie, niestety, istotnych rządów. Zapanuje rzecz najstraszniejsza, jaka mogła nas spotkać w tej dobie: nierząd.
Źródło: „Kurier Warszawski”, 19 listopada 1918
Kategorie:Źródła
Skomentuj