Aleksander Wat – „Autoportret” [1920]

Powieki i bez powieki, i bez, i bez, i poza.
I poza dumała cicho i ciepło a rostąż ramp skalała nieme bezusty.
I smętne o ty! i ty kosujko wież chorych i klin bezwargich powiek.
Sztylet bez powieki. Wieki bez powieki. Powieki bez powieki.
Kto powie czy, jako powie, wie, co wypowie.
JA Aleksander Wat młodzieniec o połamanym na płasko nosie w jaskrawożółtej kamizelce, o odstających uszach i ślepych oczach.
Studiosus philosophiae: Niecała 8 m. 31 tel. 282-42.

2. Abiturientki pytają się: czym posiadł syntezę.
Dobijają się do drzwi mego domu, gminne wrzeszczące.
Pąsowa i seledynowa ujrzały pająka i krzyczą: Fi, to on.
Biedny tłum dendy obnosi moje posążki po wszystkich rynkach kawiarniach kuluarach i lunaparach.
A we wnętrzu kasy ogniotrwałej siedzę JA – mały czarnoksiężnik, embrion, przepalony nie wiem już jaką miłością, i ogląda – fosforyczne kolana.
Z odrętwienia nie wyrwą go dobre dotyki twych rąk.

3. Zmęczony łażeniem po wilgotnych facjatkach z lunatycznym skomleniem kładę się do łóżka. Przebudzenie jest cięższe pod prasą paraliżującego słońca. Potworne groteski malowane na księżycach już są znośniejsze.
Dobijają mnie gminna parszywa Manon Lescaut przeskakująca z jednej witki na drugą.
Psiakrew! W ostatnim wysiłku zrywam tę całą wstrętną kakofonię bazgranin straganów gdzie Buszmeni Solvegi Cyganie aniołowie Żydy prostytutki hrabiowie pluskwy cmentarzyska wyją gryzą krwawią piszczą, idiotyczne grymasy zwisające z spróchniałych ścian starożytnych łaźni, szatańskie Sodomie błękitniejących dźwięcznych lodowców i zmurszałych piersi poranionego kafarskiego nieba.
Zerwałem zony zórz owrzodziałe rojące się od świńskich rył biesów i kawiarnianych splunięć i ukazałem się w właściwej swej naturze! bladego wyniosłego księcia na tle lodowców, zon ciemnoaksamitnego płaszcza.



Kategorie:Poezja

Tagi: ,

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.