
… Adamek otworzył z trudem drzwi o zardzewiałych zawiasach i stanął na progu swego dawnego studenckiego pokoiku z czasów Kijowskich. (Ach zielone trawy i trawy białe. Gdzie jesteście mozelowe sukienki i obłoki wezbrane pianą izotermy… Zapomniała już pani pewnie, panno Ciapcio, nasze góralskie przyodziewki i podwieczorki u Wróbla w Warszawie).
Uderzony stęchłą wonią zapuszczonej wilgoci stał Adamek długo przy oknie i patrzał na znajome buraczane pole cukrowni. Zapach ten przypomniał mu mały szwajcarski pokoik, do którego prowadziła go najstarsza ciotka w rośny letni poranek.
„Muszę napisać do Witolda i posłać mu ten ustęp z pamiętników Margueritte d’Angouleme księżnej d’Alencon, w którym wspomina o pederastii swego brata”.
Spłynął zmierzch. Zapach białych warząchwi tutuniu przesączył się przez lufcik. Na małą łączkę, leżącą jak dywanik pod oknem wbiega trzech mężczyzn w tenisowych strojach. Jarosław, Szpicberg i Leszek – pomyślał Adamek i zasmucił się.
Młoda dziewczyna w stroju amazonki wybiegła im naprzeciw.
Zbiegli się w jedną ruchliwą plamę.
Adamek zamknął lufcik.
Skomentuj